Od tygodnia przygotowywałem mocny i prawdziwy tekst. Na początku miał być większym wpisem do bloga, potem gdy już był tworzony wyszedł średni artykuł. Wtedy to stwierdziłem, że chcę dotrzeć przede wszystkim do osób zdrowych. Gdy go kończyłem i ustaliłem współpracę w kolportażu tekstu z dwoma tzw. influencerami na Linked In, tekst przybrał rozmiar małego opowiadania. Dlatego umieszczę go tutaj w formie .pdf.
Można go przeczytać tej stronie w formie osadzonego dokumentu, poniżej:
pu-japa-bylem-tu-i-tam-WIP-20230917-v3Jednak, aby być profesjonalny i nie dbać tak bardzo o statystyki odwiedziń, umieszczam link bezpośrednio do dokumentu .pdf, aby móc sobie go dowolnie pobierać:
https://web.puczat.pl/wp/wp-content/uploads/2023/09/pu-japa-bylem-tu-i-tam-WIP-20230917-v3.pdf
pu-japa-bylem-tu-i-tam-WIP-20230917-v3-ENGGoogleTransA na koniec świeży utwór, który zrobił na mnie ogromne wrażenie i jest poniekąd związany z moim ostatnim tekstem… Jest to utwór sanah pod tytułem: „Jestem Twoją Bajką”, który jak dla mnie mówi między innymi, że aspiracje dziecięce – plany, zawody, marzenia zderzają się z trudną codziennością dorosłości – w wyniku używek, chorób i innych perypetii życia codziennego. Utwór smutny, jednak o wspomnieniu szczęśliwego dzieciństwa….
//JP
Czas nadszedł na kolejny wpis, po dłuższej przerwie – jest w końcu o czym pisać…
Za sprawą oprogramowania Jellyfin (https://jellyfin.org/) odkrywam moją offline’ową starą bibliotekę filmów i muzyki. Natrafiłem dzisiaj na film „PRECEDER” – o polskim już nieżyjącym raperze o pseudonimie CHADA. Jak zawsze gdy film jest dobry stałem z zapartym tchem przed telewizorem. Syn początkowo niezainteresowany zerkał spod smartfona, aby w końcu go odłożyć i też przeżył biografie tego artysty.
O czym jest film i kto to był CHADA zostawiam czytelnikowi:
Ja napiszę jednak o chorobie psychicznej, zdrowieniu i moich wspomnieniach z oddziałów zamkniętych.
Film o Chadzie i jego „Raport z rejonu” oraz pewien utwór LADY PUNK o enigmatycznym tytule „Wspinaczka (czyli historia pewnej rewolucji)” nasunął mi wspomnienie o pewnym chłopaku, którego chciałbym ponownie spotkać. Niestety nie pamiętam już jego imienia, miałem wielką przyjemność się z nim zakolegować zaledwie przez kilka dni – właśnie na oddziale zamkniętym. Załóżmy że był to Tomasz, jak Chada….
Z Tomkiem nawiązałem szybko relację, jakoś pasowaliśmy do siebie. W podobnym wieku, obaj wtedy wysportowani i silni. Do tego Tomek był bardzo inteligentny. A jego poza w okularkach, skupiona na grze w szachy czy tysiąca – sprawiała niezwykły kontrast do jego mięśni opiętych obcisłymi koszulkami. Na korpusie aż po szyje i nogę miał niesamowity tatuaż przedstawiający Jokera – szyderczo się śmiejącego. Jednak jego Joker bardziej przypominał mi błazna królewskiego.
Dawno temu czytałem pewien rozdział o zawodzie błazna królewskiego w historii ludzkości pióra Waldemara Łysiaka. I wtedy uzmysłowiłem, że to był bardzo trudny zawód, nawet powiedziałbym że najtrudniejszy w Średniowieczu. Otóż byli błaźni, którzy przeżyli swoich króli 3-krotnie. Ale też byli tacy co za swoje wybryki byli ścinani pierwszego dnia pracy, na rozkaz swojego mocodawcy. Otóż błazen wciąż musiał lawirować między zbyt ciętym żartem który urazi króla, a zbyt głupim żartem który by ośmieszył błazna i skazał na opinie nudnego. Również błazen, aby rozbawić Króla musiał drwić z różnych dworzan, którzy przez całe jego życie czyhali na jego życie, np za jeden niewybredny żart. Dlatego błazen, musiał być nie lada dyplomatą. Do tego aby podtrzymać poziom żartów, musiał nadążać nad polityką i tym co dzieję się w całym państwie, a szczególnie na dworze Króla. Do tego im większym był erudytą błazen i im więcej oczytany – tym bardziej kwieciste były jego wybryki. Jednym słowem dobry błazen musiał być jednocześnie: dyplomatą, śmieszkiem, prawdziwym intelektualistą, a z drugiej strony mieć stalowe nerwy, bezpośredniość i odwagę – a najważniejsze że musiał mieć niesamowitą wyobraźnie i spryt… I pewnie wiele wiele więcej atrybutów, która sprawiała że żył dłużej niż 1 dzień w swoim zawodzie.
Wyobraźmy sobie taką rolę, czy zawód, wykonywany całe życie.- przez nas samych?
A wracając do naszego Tomka. On był dla mnie wtedy takim błaznem królewskim. Opowiadał między partyjkami szachów oraz chwytów Brazylijskiego Ju-Jitsu, które z nudów na sobie ćwiczyliśmy – że w młodości był świetnie zapowiadającym się piłkarzem nożnym w Klubie Olimpia Grudziądz. Niestety gdy przeszedł do seniorów i inne większe kluby zaczęły się im interesować, zaznał na boisku poważnego urazu kolana. Jego klub nie chciał dać na niezbędny zabieg, aby mógł grać dalej. A że pochodził z biednej rodziny. Kariera sportowa nagle się zakończyła, kariera z która wiązał swoją przyszłość i wszystko na nią postawił. Jak w meldunek Kier z atu. Chore kolano nie pozwalało grać dalej, ale zostać dowódcą pseudokibiców już tak. W skrócie Tomek za mocno raz uderzył na ustawce. A że był zbyt mocny, ten ktoś niestety zmarł. Dostał wyrok za pobicie ze skutkiem śmiertelnym i tak zawaliło się życie Tomka. Tak trafił do pierwszego transportu. A jak sam mówił innym dzieciakom na oddziale wielokrotnie – „Spędziłem w transportach więcej czasu, niż ty dzieciaku masz lat”. [ przyp. autora: chodzi oczywiście o transporty między oddziałami więzień ]. Jego długa tułaczka i wspinanie się miało dopiero się zacząć.
Jak go spotkałem, próbował się oczyścić udając świra. Jak mówił mi że jego papuga wszystko dograła z ordynatorem. A oszczędności ciułane na operację już poszły w ruch….
Był wesoły w tych dniach…. To wtedy pokazał mi talent Chady, którego w ogóle nie znałem. Dał mi kilka utworów w postaci .mp3 na mój telefon. Często tego słuchałem. Inne utwory które polecał, bez pudła również do mnie trafiały. Pamiętam że spędzaliśmy sporo czasu razem. I go bardzo polubiłem – jak czułem ze wzajemnością.
Pewnego dnia przyszedł do mnie przejęty – pamiętam był piątek wieczór. I zagadał, że nazajutrz przyjedzie do mnie pewnie mój kuzyn z rodziną. Tomek zapytał czy kuzyn może podać się za jego wujka i wyjść z nim na spacer na teren szpitala. Gdy ja się wahałem, dodał, że będzie ze mną szczery i że chce uciec na tym spacerze. Mówił: „byle do Berlina, a potem już wolność”. Niechętnie ale zgodziłem się na to… Jednak nazajutrz po dłuższym zastanowieniu, poszedłem do Tomka i oznajmiłem, że jednak nie zrobię tego, gdyż nie chcę aby mój kuzyn miał problemy. Tomek powiedział, że rozumie to i że też nie będzie mnie narażać. Oznajmił że ma przyjechać jego ojciec i wtedy na spacerze ucieknie. Ale nie sam…. Miał plan zabrać również swoją sympatię z oddziału kobiecego nad nami.
Przez całą sobotę Tomek nawijał przez automat telefoniczny z tą dziewczyną i był bardzo szczęśliwy. W południe przyjechał dość młody mężczyzna do niego, w sumie według mnie zbyt młody, aby być jego ojcem…. Ale nie wnikałem. Gdy Tomek miał już wychodzić na przepustkę zrobiło się nerwowo. Pielęgniarki zadzwoniły do ordynatora że coś jest nie tak. Tomek zaczął być nerwowy. Po kilku minutach na oddział wpadła policja, kazano koledze Tomka z pokoju spakować jego rzeczy do dużego worka na śmieci a samego Tomka zakuto w kajdanki i wyprowadzono z oddziału. Pamiętam jak Tomek stał i patrzył na mnie przez wizjer z zewnątrz czekając na formalności między policją a szpitalem – wciąż dumny, pewny siebie – ale też bardzo smutny. Gdy Tomka już nie było zadzwonił telefon na oddziale… Nie wiem czemu ja go odebrałem, choć na co dzień tego nie robiłem. To była ta dziewczyna Tomka, zapytała się gdzie jest Tomek, jak powiedziałem co się stało i że zabrała go policja – usłyszałem w słuchawce cichy płacz tej dziewczyny i powolne odłożenie słuchawki, a na koniec sygnał zajętości telefonu….
Teraz po latach słucham na okrągło Wspinaczki i gdyby po wielu latach odezwał się telefon od Tomka, który właśnie wyszedł powiedzmy po 8 – 20 latach odsiadki – i zapytałby mnie czy mogę mu pomóc, przenocować, pożyczyć forsę czy po prostu się spotkać – pewnie bym się zgodził – bo to był dobry chłopak…. któremu dane było zbłądzić w trakcie swoje wspinaczki…
„Nie jeden odpadł tam, znajdując w dole śmierć….[…]
Lecz nie ustawał nikt, nawet w godzinie złej. Zaciskał pięści i ze śmiechem wołał HEJ!
PRZEPIĘKNIE JEST I TYLKO TLENU MNIEJ, PRZEPIĘKNIE JEST I TYLKO TLENU MNIEJ…”
\\JP
errata: Pomimo, że chciałem opisać zdarzenie skupiając się na przebiegu wydarzeń oraz uświadomić czytelnikom, że na oddziałach zamkniętych szpitali psychiatrycznych są osoby z różnych warstw społecznych i w tym kotle np. inżynier i dyrektor stoczni leży w tym samym pokoju co włamywacz czy seryjny morderca i itd. Jednak mój tekst spotkał się z krytyką i zarzutami że zabójca Tomek opisany jest bardzo subiektywnie i dużą dozą sympatii. Niestety zawiniłem ale nie mogłem inaczej tego przedstawić, gdyż Tomek był sympatyczny i lubili go wszyscy na oddziale, jednak trzeba pamiętać że jednak zabił, w afekcie, ale jednak zabił drugiego człowieka….
Pamiętam jak dzisiaj, noc po maturze z języka polskiego, lekko wstawieni poszliśmy do parku zdrojowego na Muszlę Koncertową tuż przy działającej całą noc fontannie. Rozsiedliśmy się na białych dużych ławkach i ja zacząłem pierwszy . Wyszedłem na scenę i z moje książki „Antologii poezji polskiej” zacząłem recytować czytając moje ulubione wiersze. Pamiętam jak dzisiaj nie zabrakło Słowackiego, Norwida czy Baczyńskiego. Ale najbardziej pamiętam jeden wiersz Wojaczka, który rano na maturze pisemnej napisałem cały z pamięci:
„
Rafał Wojaczek
Ojczyzna
Matka mądra jak wieża kościoła
Matka większa niż sam Rzymski Kościół
Matka długa jak transsyberyjska
Kolej i jak Sahara szeroka
I pobożna jak partyjny dziennik
Matka piękna niczym straż pożarna
I cierpliwa jak oficer śledczy
I bolesna jak gdyby w połogu
I prawdziwa jak gumowa pałka
Matka dobra jak piwo żywieckie
Piersi matki dwie pobożne setki
I troskliwa jakby bufetowa
Matka boska jak Królowa Polski
Matka cudza jak Królowa Polski
(Nie skończona krucjata – 1972)
„
Wieczorem go zarecytowałem ponownie, ale większości mojej klasy obecnej przed Muszą Koncertową na dużych białych ławkach, tuż obok fontanny, która działała całą noc.
Nie będę wchodził w polityczną treść wiersza. Aktualnego dzisiaj również, wtedy i a najbardziej gdy Wojaczek go pisał. Czemu? Gdyż nie jak PUCzat nauczył mnie, że z polityką należy uważać. Też polityczne poglądy jednak trzymać dla siebie i nie unosić się, a trzymać politykę w spodniach…. Pamiętam jak dzisiaj, gdy przed maturą, jedna z najlepszych polonistek w moim mieście, po ostatnich zajęciach korepetycji grupowych, wzięła mnie na bok. Powiedziała coś co niby zrozumiałem wtedy: ” Uważaj co piszesz na maturze, bo albo będzie pała albo szóstka”. Do dzisiaj uczę się tego zdania, z różnym skutkiem i w różnych okolicznościach. A z matury pisemnej otrzymałem niestety 5-pięć, widocznie za błędy ortograficzne.
Wracając do upojnej majowej nocy 2001 roku. Po mojej deklamacji, inni zachęceni rezultatem, a może to moc trunków, sprawiła, że po chwili każdy chciał przeczytać „swój” wiersz…. Po kolei każdy stawał na scenie i zawzięcie wertował Antologię…. Niestety po jakimś czasie, przebiegło obok nas kilku chuliganów, z wielkim rumorem, gdyż zostawili dwie duże białe ławki wewnątrz fontanny, która działała całą noc. Po chwili chcąc nie chcąc przegonił nas ochroniarz…. Nie wiem czy był miłośnikiem poezji,czy skażony prozą życia, gdyż przeganiając nas jedynie powiedział z tonem iście Jana Himilsbach: „Co wy wiecie o życiu”.
I tak w tym roku skończyłem 40 lat i coraz częściej i bardziej dostrzegam, że o tym życiu nic nie wiem i tyle. Do tego częściej jest pała niż szóstka z tego życia.
Z czego niemal 20 lat choruje psychicznie. Jak to obecnie modne jest stwierdzenie: „jestem osobą doznającą kryzysów psychicznych” vel „osobą po kryzysie”. Zwał jak zwał przez nowe trendy i mody. 20 lat stąpam po niepewnym gruncie. Średnio niemal jak w zegarku co 3 lata „kryzysuję”. Świat się wtedy wali, a i tak się cieszę, że przeżyłem – „takie były jazdy”. A co potem? potem kac moralny, roztrzaskane lustro jak w filmie „Po drugiej stronie dnia”…. Kilka miesięcy niepewności, czy będzie do czego wracać, jak już po wielu miesiącach w końcu wypuszczą Cię na spacerniak pod tytułem życie. Ale co to za życie? Jak zbierasz szło, sklejasz, aby je po krótkiej przerwie ponownie rozbić i tak w kółko.
Ale warto żyć! Bo kto by mi powiedział wtedy w 2001 w noc matury z języka polskiego, antologii, dwóch dużych białych ławek w fontannie, działającej całą noc – że tyle przeżyję, tyle luster zbije, tyle miesięcy będę widział świat zza krat, będę kroczył na krawędziach, a z drugiej strony pomogę tylu ludziom, zbuduje dom, spłodzę troje dzieci, zasadzę z nimi drzewa – poznam miłość mojego życia; zjeżdżę kilka samochodów – a wszystko to zrobię w „żółtej czapce” jako F.20… Wtedy bym powiedział, że ciekawe to życie….
Ale „co wy wiecie o życiu„!
//JP
tags: #młodzież, #social_media,#psychiatria,#lęki,#depresje,#samookaleczenia
Słucham właśnie Zbigniewa Wodeckiego: „Lubię wracać w strony które znam[…], w samym środku zdyszanego dnia[…]Na uliczki znajome tak[…]” i wspominam niedawną podróż do mojego rodzinnego miasta. Na uliczkach tych samych co przed lat widziałem siebie, pierwszą miłość, pierwszy pocałunek, wyprawę na odległy basen z pierwszą sympatią. Widziałem boisko młodości, gdzie spędzałem wiele godzin grając w piłkę. Widziałem te same piaskownice. Widziałem pozostałości po lokalu pijańskiej młodości… Widziałem siebie tam 25 lat temu patrząc na miejsca dzisiaj, lekko zmienione, często odmalowane, ale przeważnie pokryte patyną i nadszarpnięte piętnem czasu. Wiele czasu spędziłem z kuzynem, który towarzyszył mi często na podwórkach, trzepakach, boiskach, a potem PUBach. Dzisiaj przeważnie rozmawiając o problemach jego nastoletniej córki, jej pokolenia i problemach kuzyna w związku z jego, niestety nieudanym małżeństwem.
Jednocześnie wczoraj widziałem dokument „The Social Dilemma” :
https://www.netflix.com/pl/title/81254224
Wnioski jakie mi się nasuwają z tych dwóch światów, czyli mojej młodości i młodości dzisiejszych dzieci i młodzieży to trwoga do czego to wszystko zmierza i ile bólu, lęku i niezawinionych błędów jest przed naszymi dziećmi. Dół, lęki i wieczne promowanie i wieczne porównywanie to słowa dzisiejszych dzieci.
Nieskończona i i coraz większa i większa ilość informacji, które nie wiadomo czy są prawdziwe, czy są dobrem czy złem. Podstawowy aksjomat Prawda jest obecnie zaburzony, dzieci nie wiedzą w tym gąszczu zalewających ich z Social Media jak i wszystkich innych odbiorników – ekranów, jak i od rówieśników co jest Prawdą a co Kłamstwem. Tak samo z Dobrem i Złem. Kiedyś były książki, czytane o Zamku, Księżniczce, Smoku i Dzielnym Rycerzu. Oczywiście Rycerz nie był pedofilskim trollem w Internecie. Smok nie był Dobrym Wujkiem Google, który wie o nas wszystko, daje nam Baranka ze smołą jako usługa niezbędna do życia, naszej próżności i wygody. Księżniczka nie była zakompleksioną, wpatrzoną w ekran smartfona, zalęknioną nastolatką, która uwierzyła pod wpływem mediów społecznościowych, że jednak jest lesbijką i lepiej się nie golić pod pachami na znak protestu przeciwko piętnowaniu ruchu l.g.b.t.q. Do tego Księżniczka przecież w bajkach na krużgankach Zamku powabnie zbierała kwiaty, robiła ziołowe wianki i wypatrywała Księcia. A Zamek był jej ostoją, Twierdzą solidną, realna – dająca schronienie i Dobro. Zamek, który nie był Światem CyberPunka z miliardami luster z filmami w nich z YouTube’a, które pokazują tak samo łatwo głupotę innych jak i najdziwniejsze teorie spiskowe, tak samo łatwo pokazują jak się leczyć i jak zabijać. Gawiedź, dworzanie, Król i Królowa jak ich dzieci nie byli produktem do „monetyzacji” a Zamek nie pędził tak bardzo w przestrzeni informacji, które pojawiają się i tak szybko znikają jak w kalejdoskopie. Dodatkowo kalejdoskop ten na pierwszy rzut oka zmienia się losowo, a tak na prawdę zmienia się w sposób celowy tak, aby gawiedź, dworzanie, Król i Królowa się obrzucała obelgami vel hejtem maksymalnie ile jest to możliwe. Tak pracuje niby losowy kalejdoskop, aby w Królestwie zapanował niepokój, chaos i potrzeba interakcji – aby była owa „monetyzacja” czyli zbieranie zysków przez kogo?
Dla przypomnienia dla obecnych dzieci, które jeszcze czasem czytają i natrafia na ten wpis – choć wątpię.
Zamek był ostoją Księżniczki, nikt w całym królestwie nie ważył się powiedzieć, że Księżniczka ma za duże uszy i za małe cycki – bo byłby przez Królewskiego Kata od razu stracony przez dekapitację na środku placu i na pokaz gawiedzi. Księżniczka dużo czytała, marzyła i pracowała nad sobą, poznając języki, dobre obyczaje i tajniki dobrego rządzenia przyszłym swoim Królestwem. Wierzyła niezachwianie w swoją siłę, mądrość i pielęgnowała swoje ciało, a nie je samo okaleczała. Nie skupiała się na swojej cielesność, a przede wszystkim na swojej mądrości, asertywności i pewności siebie. Natomiast Rycerz uczęszczał do szkoły rycerskiej, gdzie dbał o swoją tężyznę fizyczną, zręczność, mądrości fortyfikacji i sztuki wojennej. Ale jednocześnie dbając o poznawanie dobrych maniery i służenie kobietom np. przy stole. Rycerz musiał obowiązkowo być przebojowy, silny wolą i błyskotliwy i z poczuciem humoru, aby każda Księżniczka się dobrze i bezpiecznie przy nim się czuła. Smok natomiast jednym słowem szybko ginął nieważne jak wcześniej mocno zionął ogniem.
A co mamy dzisiaj?
Dzisiaj mamy rozchwianą psychicznie Księżniczkę, którą Smok w postaci FB i innego TikToka bombarduje opiniami gawiedzi o za dużych uszach i za małych cyckach. Rycerz zmienił płeć lub czuje się Księżnicznką, jeszcze bardziej rozchwianą i odurzoną Fake Newsami walczącą z Wiatrakami jak Don Kichot. A Wiatraki to Smoki Google, YT i innych streamów, VODów, które pod progowo i modelowo piorą mózgi i jej i jemu. Do tego zarabiając na nich miliardy dolarów miesięcznie poprzez już wspomnianą „monetyzację”… Ona płacze, on walczy w złym miejscu. Zamek jak i całe Królestwo się rozpada bo ograbia go owa monetyzacja Smoków. A koniec jest taki, że przykryci tęczową flagą konają razem bezdzietnie popełniwszy oboje samobójstwo. Dla przypomnienia Tristan i Izolda dokonali żywota wypijając Cykutę a miecz między nimi świadczył o ich czystości do końca. A dzisiaj Księżniczka jest już po trzeciej skrobance, a Rycerz pozostawił jeszcze dwie Księżniczki w innych Królestwach i jednego Księcia.
Dobrze powiecie, że jestem konserwatystą większym od szynki konserwowej z PRLu…
Ale czy z tego całego całego bólu, lęku, okaleczeń i Fake Newsów, dalej będą Zamki na ziemi i kolejne Księżniczki i Rycerze.
Jak tak dalej pójdzie pozostaną same Smoki do tego z za dużymi uszami i za małymi cyckami….
//JP
tags: #koronawirus,#pandemia,#Polska,#swiat
I mamy, jak to powiedział mój kuzyn – ostrzeżenie…. W grudniu 2019 zaczęło się i trwa – zabijając, siejąc postrach, a co najważniejsze zmiatając gospodarkę i globalną wioskę, w którą Świat wierzył tak mocno.
COVID-19, w Polsce potocznie nazywany koronawirusem, ruszył na łowy z przemysłowego miasta Wuhan w Chinach. Były różne przecieki o paleniu chorych, urywki filmów wywlekanych chorych osób z mieszkań i zatrważające spowiedzi niby wysokich oficerów służby bezpieczeństwa Chińskiej Republiki Ludowej o śmiertelności 100% i sztucznym pochodzeniu wirusa. Zachód obserwując te urywki z Chin już wtedy mógł włączyć ratunkowe czerwone światło i szybko w ostatniej chwili szykować i przygotowywać się na nadchodząca pandemię. Nie zrobił tego bo Świat zachodu wierzył w globalną wioskę tak mocno.
I jest za późno w wielu krajach zachodu, np dzisiaj – 20.03.2020 – w samych Włoszech zmarło ponad 650 osób. Do tego na wirusa zapada masowo już personel medyczny. Grabarze nie nadążają chować zmarłych. Są zdjęcia w internecie całych pól trumien. I gdy pacjent 0 pojawił się we Włoszech oni opijali to w knajpach i śmiali się jak zazwyczaj – czuli się niezłomni jak globalna wioska, w którą Świat wierzył tam mocno.
Dzisiaj okazuję się, że globalna wioska i jej gospodarka jest tak bardzo połączona ze sobą, że nie istnieją niezależne państwa. Łańcuch dostaw, jest tak skomplikowany, że nawet sztuczna inteligencja – najnowszy wynalazek globalnej wioski, tego by nie ogarniał i nie zobrazował w całości. Dopiero koronawirus pokazał pojedynczym ludziom, że może w Niemczech brakować śrubek, mikrokomputerów, czy nawet młotków z Chin. Dalej gdy wczoraj wyłączono wszystkie taśmy produkcyjne w Niemczech, stanęły fabryki w Polsce, Argentynie, USA i Bóg wie jeszcze gdzie. Nagle Pan Zdzisław, nie dostanie wypłaty od VW, nie pójdzie do sklepu i nie kupi nawet 1 ziemniaka od rolnika Wacława z Wielkopolski, który nie będzie miał tych ziemniaków, bo nawozy są z Australii, gdzie mieszka Pan John i wydobywał azot, z którego są nawozy. A nawet gdyby nawóz Pan Wacław miał, nie będzie miał paliwa od Mohammeda z Iranu czy od Rafaela z Chille. A czemu tak jest? Nawet nie dlatego, że azotu jest więcej w Australii, a ropy w Iranie. A samochody muszą być składane w całość w Niemczech tylko – bo tak. Jest tak, że globalna wioska tak cięła i cięła koszty i wierzyła w swą niezłomność a my ludzie zachodu mylnie wierzyliśmy w tą globalną wioskę tak mocno.
Tak mocno, że teraz zaczniemy powoli umierać z braku samochodów, lekarstw, ropy i ziemniaków i mnóstwa innych rzeczy – a na końcu wyłączą prąd – niedobitki sami się pozabijają… Po nas pozostanie mnóstwo zwierząt, które w końcu odzyskają swoją planetę, którą utracili na rzecz głupich ludzi, którzy wierzyli w tą globalna wioskę…
Chyba, że faktycznie to tylko ostrzeżenie…
//JP
tags: #psychiatria,#medycyna,#lekarz,#nfz, @służba_zdrowia
Dawno nie pisałem, również nie potrzebnie pisałem to co pisałem w poprzednim wpisie. Po zastanowieniu i odkryciu pewnych faktów rodzinnych – stwierdziłem, że nie ma sensu… Trzeba być szczery względem siebie, nie osądzać i nie brać wszystkiego za pewnik. Nie być za żądną opcją polityczną, nie dać się zmanipulować, nie dać się porwać w machinę propagandową i co najważniejsze starać się nie wychylać – bo jak mawiał mój dziadek cytując starą mądrość rosyjska/sowiecką: ciszej będziesz, dalej zajedziesz…
Dzisiaj są wielkie obchody wyzwolenia Oświęcimia z wielkimi uroczystościami tamże, ale nie o tym napiszę – gdyż jak w życiu tak w obozie i jak w czasie wojny. My nie możemy oceniać nikogo, my żyjący 80 lat po ostatnim globalnym konflikcie, ani polemizować z faktami, gdyż jak pisała bodajże Szymborska: „wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono”… Sprawdzono w mordowniach na Szucha, mordowniach Pawlaka, czy mordowniach Łubianki. Sprawdzono wpływ propagandy Goebbelsa, propagandy obozów walterowskich, itd. itd. Do nas nie pukały głodne żydowskie dzieci w noc ciemną. Do nas nie pukali wywożąc na sybir. Do nas jednym słowem nie pukali….
Ale wracając do głównego tematu dzisiejszego wpisu….
Dzisiaj napiszę o sytuacji bieżącej w służbie zdrowia, nie tylko w psychiatrii.
Ostatnio kilku lekarzy jest ze mną szczerych i również widzę ich pracę od kulis. Do tego sam jestem pacjentem i byłem nim dość aktywnie od dziecka. Nie tylko działu psychiatria, bo tym zajmuję się jako, powiedzmy, klient już od ponad 17 lat.
Zacznijmy zatem od pewnego założenia. Ty inżynierze, sprzątaczu, informatyku czy inny stolarzu. Wyobraź sobie hipotetyczną sytuację, że w całym hipotetycznym Państwie jest tylko jeden pracodawca. No tak nazywa się inaczej, podobnie jak za komuny. Towarzystwo Inżynierów „Śrubokręt”. Spółdzielnia Sprzątaczy „Mop”. Globalna Korporacja „Bajt”, itd. itd. Jednak wszystkie one należą do firmy, nazwijmy ją PZPR, czyli Polskiego Zakładu Prac Różnych, nie mylić oczywiście z Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Do tego Polski Zakład Prac Różnych specjalizuję się w analizie swoich wydatków we wszystkich swoich oddziałach. Tak liczy każdą złotówkę, że jego pracownicy otrzymują premię za każdą złotówkę zaoszczędzoną przez cięcia, ograniczenia i niszczenie, a później zakładanie kolejnych tożsamych Towarzystw, Spółdzielni czy Korporacji. Jednocześnie PZPR lubi inwigilować, czytać raporty, donosy i prowadzić dossier każdego pracownika, z taka pieczołowitością, że czasem więcej jest opiekunów danego pracownika ze strony PZPR niż pracowników w danym ich oddziale.
Z drugiej strony są pracownicy jedynego pracodawcy w państwie. Są jak wiadomo zastraszeni. patrzą co robią inni pracownicy i wszystko wszyscy muszą znać i się kontrolować. Pracownik co wypadnie z ram firmy PZPR jest skazany na banicję totalną, brak pracy i wegetację.
Pamiętam książki Marka Hłaski, gdzie po wypadku samochodowym młody kierowca ciężarówki, nie mógł znaleźć w żadnym Związku Przewozów Towarowych, czy innej Spółdzielni Motoryzacyjnej pracy. Tak bardzo, że jedynym pracodawcą okazało się Towarzystwo Wygnanych Kierowców gdzieś wysoko i daleko w Bieszczadach – oczywiście Towarzystwo Wygnanych Kierowców i tak było tym samym co Związek Przewozów Towarowych czy Spółdzielnia Motoryzacyjna, ale w Bieszczadach wtedy nikt nie chciał pracować, ani mieszkać. Książka „Następny do Raju” świetnie pokazywała losy – naznaczonego pracownika takiej firmy, którą przybliżyłem.
A co robią pracownicy, którzy nie chcą być naznaczeni. Otóż pomimo, że są ważni, nobilitowani – muszą uważać na każdy swój krok. Muszą godzić się na wypłaty jakie im dadzą. Muszą pracować tyle ile im każą – nawet ponad siły. Czasem aby związać koniec końców – pracują w Zakładzie Utylizacji Szmalu, jak i Szpitalu Miejskim im. „Może Cię Uratujemy”, oddalonym o wiele kilometrów. Do tego przyjmują prywatnie – tak, aby w końcu godziwie zarobić.
Czasem, taki lekarz, tak bo tymi pracownikami nieszczęsnymi są lekarze w Polsce, a jedyną firmą w Państwie, o której piszę, jest NFZ – myśli o ucieczce do prywatnego sektora. Wynajmuje lokal na godziny z innymi swoimi kolegami i próbuję pracować na własną rękę. Ale się nie da. Gdyż nie może porzucić całkowicie NFZ-tu vel firmy PZPR jak ją nazwaliśmy. Gdyż gdyby całkowicie wyrwał się z machiny urzędników, kontrolerów, audytorów, prezesów NFZ-tu, nie mógłby wystawiać recept, nie mógłby wystawiać zwolnień lekarskich itd. itd. Czyli czegoś co jest sednem pracy lekarza. I tak mamy przemęczonych lekarzy pracujących na 2, a nawet 3,5 etatu. Śpiących na dyżurach. Jeżdżących jak nawiedzeni od kliniki, do kliniki. Od prywatnej praktyki do szpitala i z powrotem. Do tego borykającymi się z ogromnym stresem w pracy, ludzkim ciałem, które jest piękne, ale przeważnie bywa śmierdzące, odrzucające i gnijące. Do tego śmierć i moralność. Człowieczeństwo i cud życia. Strach, stres i NFZ.
A w NFZ-cie wciąż liczą i liczą, analizują i tną koszty. Zakładają nowe „Towarzystwa”, „Spółdzielnie i „Korporację”….
Do tego mamy kapitalizm. Każdy chcę wyjść, wyglądać, mieć. Do tego każdy zapłaci największą cenę za zdrowie i życie. I jak tutaj być lekarzem z powołaniem?
Czy skazani jesteśmy na wymarcie dr. Judymów w Państwie z jedyną firmą o nazwie „Polski Zakład Prac Różnych”.
A gdyby, w opisywanym państwie wielki jego władca, rozdzielił 1 firmę PZPR na 3. I np. pierwsza by się nazywała Północny Fundusz Zdrowia, druga Mazowiecki Fundusz Zdrowia, a trzecia Południowy Fundusz Zdrowia. Każdy z funduszy mógłby podpisywać kontrakty z przychodniami, szpitalami czy pojedynczymi lekarzami położonymi w dowolnym miejscu w państwie. Władca opracowałby spójny i z góry wiadomy system kontroli tych trzech funduszy. Każdy fundusz zacząłby konkurować względem 2 pozostałych i o lekarzy, jak i pacjentów. Oczywiście do tego doszłoby weryfikacja i przez władcę, jak i pacjentów, a najważniejsze również przez lekarzy – tych trzech funduszy. Pieniądze podatnika by szły za lekarzem, a co za tym idzie, przychodnią, jak i jednym z tych trzech Funduszy. Lekarz by mógł pracować pośrednio dla pierwszego czy drugiego czy trzeciego Funduszu. By mógł pracować dla wszystkich trzech jednocześnie, gdyby był bardzo dobrym specjalistą i by chciał.
Obecnie my pacjenci, widzimy niewydolność służby zdrowia. Łapówkarstwo, prywatne praktyki, które i tak wtłaczają Nas w system badań i zabiegów, bardziej złożonych z kasy NFZ-tu. Pokazuję się nam ile kosztuje nasze leczenie w Internetowym Koncie Pacjenta. Widzimy błędy lekarskie przemęczonych lekarzy. I ich drogie samochody przed klinikami. Jednak nie widzimy jakim to wszystko jest kosztem, materialnym, jak i ludzkim….
Na zakończenie poza tematem: nie zadziwia Was, że każdy lekarz w omawianym państwie, doskonale wiedział i znał drugiego lekarza z tej samej dziedziny. Aż strach podpaść jednemu, bo oberwiemy od wszystkich – to taka zasada gier zespołowych. I podsumowując wpis: aż strach podpaść jednemu. bo drugiego tutaj niestety nie ma….
Ahoj!
//JP
tags: #Polska,#patriotyzm,#rozłam,#rodzice
Z dnia na dzień mam wrażenie, że 99% ludzi ma bardzo krótkotrwałą pamięć. 88% nie zna i nie interesuje się historią – bo przecież na ekonomii, prawie, inżynierii lepiej i łatwiej się zarabia… Mijając ludzi na ulicach, wysłuchując ich w sklepach, patrząc na kłótnie w domach, szacuję, że aż około 69% to elektorat Platformy Obywatelskiej i jej pochodnych – tych teraźniejszych, przeszłych i przyszłych – prawicowych z nazwy, liberalnych na 2 sezony czy spedalonych na jeden wieczór. 33% to żyjący nasi rodzice (a co za tym idzie połowa elektoratu PO i pochodnych).
Mój ojciec podobno ma list „własnoręcznie podpisany przez Lecha Wałęsę” z lat 80. Dzisiaj już wiemy, że wydrukowany masowo w podziemnych w zakładach poligraficznych – ale tych bliżej SB i WSI niż powielaczy Solidarności Walczącej.
Mój daleki wujek z Białej Podlaskiej milczący, taktowny, bywający czasem na spotkaniach typu „wesela & pogrzeby” – okazał się po latach oficerem SB pionu inwigilacji Kościoła Katolickiego. Po przełomie 90, koledzy z SB „odstrzelili go z firmy”, idąc dalej w nową „wolną” Polskę. Potem owy wujek uczył j. angielskiego, którego się nauczył na służbowych kursach SB i dzięki temu przeżył burzliwe lata 90 i kolejne. Szkoda tylko, że uczniowie tego szanowanego w Liceach „profesora” nie wiedzieli, że to pewnie jego zespół wrzucał w worku księdza Popiełuszkę w worku do Wisły niedaleko Płocka.
Kolejny wujek, tchórzliwy, domator – to czytelnik zagorzały Gazety Wyborczej (red. dalej GW), od roku 89 roku – przypomnijmy GW powstała ze składek Solidarności w okolicach ustaleń okrągłego Stołu (dlatego się nazywa Wyborcza), następnie wykupiony przez inwestorów z USA pod dowódcą Pani Rapaczyńskiej i dziennikarskiego stalino-rabina Michnika rozrosła się w poczwarę korporacyno-masowo-opiniotwórczą w Polsce i na świecie. Wracając do owego wujka, który na 2 czy 3 roku zrezygnował ze szkoły oficerskiej – gdyż nie podołał, niby wymaganiom na oficera Kulturalno-Oświatowego (KO). Do dzisiaj twierdzi, że Wybiórcza to jedyna prawda przenajświętsza. A pisarze znienawidzeni przez Michnika i innych bez napletka („Gazetka, gazetka – a w niej wszyscy bez napletka” – nazywani są przez wujka oszołomami i bajkopisarzami – choć mają tytuły doktorów architektury czy inne profesury. Rodzina nie wie, że wujek plujący na Prawo i Sprawiedliwość, jest na liście Wildstein’a (a przynajmniej jego imię i nazwisko, a mam rzadkie bardzo nazwisko). Ale nawet gdyby się dowiedzieli – „i co z tego, każdy może się pomylić – TW to nic straznego”. Nie zdziwię się, że pewnie za 10-15 lat i bycie TW, będzie pewnie w modzie i można będzie ten glejt zakupić w przyszłych IPNach…
Takich historii jest więcej i powiedzonek – jak np. „Lepiej być prawdziwy gnój, niż na warcie stać jak h….” czy „Lepiej czołgać się pod górę, niż pier…ć trepa córę” podsłyszane, przez ciocię, która umawiała się z synem oficera nie wiadomo czego.
Wracając do historii to nasi kochani rodzice wywalczyli dla nas wolność, może dlatego, że Papież Polak, w dzielnicy ZASPA w Gdańsku 1987 wypowiadając słynne słowa: „Niech zstąpi Duch Twój, I odnowi. Odnowi oblicze ziemi – TEJ ZIEMII.”. wyłączył na kilka lat strach, głupotę i zapominanie przeklętej, zagmatwanej historii naszego narodu u naszych rodzin i warstw społecznych – dając nam odwagę. Odwagę w Duchu Świętym, abyś zjednoczeni wyrwali się ze szponów Seniora Sowieckiego. W latach 90 AWS (zaplecze obecnego PO) wszystko wyprzedali tworząc oligarchizm, nasi rodzice ciężko i uczciwie pracowali bo nie było nawet na chleb dla nas często – i może nie dostrzegli jak im ludzie z okrągłego stołu fabryki zamykali, zamykali sieci spożywcze, PGRy – Ci sami co obiecywali wolność oraz solidarność. Teraz tym bardziej nie rozpoznają tych samych złodziei i ich dzieci – wykarmonych ich owocami – gdyż już nie widzą tak dobrze jak przed laty….
Co dzisiaj z tego wszystkiego pozostało. Mój ojciec, gdyby umiał pisać na FB, by lał hejt rzucając ćwierć slogany podsłyszane w TVN, jednym uchem – bo drugie od uderzeń pałek w latach 80 i ciężkiej, hałaśliwej pracy w niemieckiej fabryce ma bardzo ułomne. Jego bohaterem jest nadal Wałęsa w koszulce KOD – Demokracja, i chętnie by taką nosił i nawet spał – i nie musi być osobisty podpis Bolka – wystarczy również drukarnia komandytowa agentury niemiecko-rosyjskiej…
Kolejny wujek chwalił się ojcu, że temu księdzu, który jest obecnie biskupem i który donosił na wujka, który donosił na niego – i przez co stracił pracę – pójdzie nasrać na cmentarny nagrobek.
Trzeci wujek, nie podniósł się z 2-ch lat szkoły polikruków, choć minęło już 50 lat. Czyta wyroki, opinie i rady jak głosować, jak myśleć, jak krzyczeć – Michnika i innych z obozów walterowców lat 50siątych. A co by to było gdyby przeszedł przez młynek Służby Bezpieczeństwa lat 60 będąc ostatnim AKowcem. To dopiero wujek by nie wychodził z domu, albo by nie chodził – może wtedy by zastanowił się – czemu ma głosować na PO za sprawą GW.
Rodzice zapomnieli – my pamiętamy. Ale lajki nie wystarczą aby obronić wyrwaną z sideł zła – NASZĄ KOCHANĄ OJCZYZNĘ – POLSKĘ.
Milczymy, gdy PetaBajty hejtu, rozłamu, pustych haseł – oderwanych od źródłowych, fachowych faktów i dowodów – dzielą Polskę na wskroś – osłabiając nas jako naród – całość, która winna strzec nas wewnątrz naszych suwerennych obecnie w końcu granic.
Była akcja „schowaj Dowód Osobisty babci” – ja teraz proponuję inne hasło i działanie:
„Odłącz rodziców od wszystkich 'TVNów’ – i włącz im myślenie unplagged”, gdyż według odbiorników TV w świecie „Roku 1984” nadawały właśnie tak:
Wojna to pokój.
Wolność to niewola.
Ignorancja to siła.
Czy coś Wam to przypomina: „Demokracja w PL jest zagrożona” „Komited Obrony Demokracji”, nie mówiąc już o papce w postaci „Szpitali” „Szkół” „Idoli”, które zmiękczają mózgi aby szybciej przyjmowały tony, a zapominały przeszłość szybciej i efektywniej.
A wracając do nauki historii i pamięci krótkotrwałej – naszych rodziców:
„Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość.”
[G. Orwell – Rok 1984]
W Jedności Siła!
sp. Często w Wigilie Bożego Narodzenia, wujek od GW mówił swojemu ojcu z młodzieńczym zaparciem „Żydom wodę nosić” – wtedy tego nie rozumiałem… Dzisiaj też do końca nie – ale się domyślam i jestem coraz bliżej… zrozumienia.
//JP
tags: #choroba_psychiczna,#akceptacja,#rodzicielstwo,#rady
Wstęp:
Trudno dotrzeć do chorego umysłu – szczególnie z zewnątrz. Trudno dostrzec w sobie chory umysł.
Każdy umysł ma inny sposób na punkt zwrotny – w którym następuje oświecenie i chęć podjęcia leczenia.
Tyle, ile przypadków choroby, tyle sposobów na akceptacje choroby przez chorego.
Kontynuując sprawę, albo dosadniej „zapoznawszy się z aktami Jerry Dee” na blogu szarymotyl.selim.pl chciałbym temu człowiekowi pomóc, jak i innym ojcom chorych na schizofrenie, chad i inne choroby psychiczne. Opisując moją perspektywę, wiedzę i doświadczenie…
Otóż na pewno w Polsce służba zdrowia nie umie statystycznie dotrzeć do pacjenta i przemówić mu do rozsądku, pokazać że jednak jest chory – szczególnie na początku leczenia, gdzie owo dotarcie jest najważniejsze.. Że to wszystko to są projekcje, że kraty są dla Twojego dobra i są tylko tymczasowe, że wszystko może się odmienić. I że tylko rodzice kochają (z małymi wyjątkami) chorego najbardziej.
Pamiętam jak po pierwszym głębokim epizodzie psychotycznym, który zabrał mi setki komórek nerwowych, zabrał mi masę pieniędzy, zdrowie a prawie życie – leczony byłem przez prawie 4 miesiące na oddziale zamkniętym, młodzieżowym. Gdy po 3 miesiącach wypuszczono mnie i pojechałem z rodzicami w dziwnym nieswoim dresiku do Pucka i namówiłem rodziców, abyśmy wstąpili do restauracji przy promenadzie, napisałem na serwetce ten wiersz:
Już nigdy nic…
motto: Zmysły nie łudzą, ale łudzi sąd.
[J.W.G.]
Już nigdy nic nie wypiję,
Już nigdy nic nie wezmę,
Już nigdy nic…
I nic więcej, tylko nic,
Zawsze nic,
I nic więcej
Nie wiem kiedy do niego doszedł mój drugi paradygmat i jak to nazwał Jerry Dee impoderabilia:
10 przykazań renegata
motto: Rozum prowadzi czasem równie daleko na bezdroża jak namiętności…
[J.C.]
1. Nie uciekaj, nie ma ucieczki, bo nie ma dokąd uciekać.
2. Naucz się żyć tu i teraz.
3. Nie patrz na innych.
4. Naucz się grać swoją rolę.
5. Tylko rodzice Cię kochają najmocniej.
6. Przyznaj się przed sobą, że jesteś chory.
7. Idź tam, gdzie dyktuję Ci serce.
8. Módl się codziennie.
9. Chwytaj dni, godziny i każdą minutę.
10. Miej wszystko „w piździe” i nigdy nie mów „nie dam rady”.
To były dwa moje ważne wiersze i kiełki przebudzenia – swoiste stworzone jeszcze po omacku przyznanie się do choroby.
Jednak nastał rok depresji po psychotycznej, po wyjściu ze szpitala brałem leki i to silne dawki, mieszkałem ponownie z matką, która mi matkowała jeszcze bardziej. Jak w domowym więzieniu spałem, jadłem.Byłem otępiały. Od leków słabo widziałem – nie mogłem czytać. TV mnie nużyło, bo nie mogłem się skupić.
Tak długi rok. Dochodzenia do siebie. Ale zapomniałem o moich wierszach o paradygmatach i że jest nadzieja. Przestałem brać leki i szybko, po kilku miesiącach, psychoza wróciła. Wylądowałem ponownie w szpitalu na zamkniętym. Tym razem lekarka prowadząca nie bała się mnie jak poprzednio, już inny lekarz rozmawiając ze mną patrzył mi w oczy, a nie gdzieś w ścianę ze strachu. I pamiętam jak dzisiaj, że przyszła na 45 minut jakaś starsza Pani do nas na zajęcia, które były rzadkie. Usiedliśmy w kółku i ona powiedziała słowa które pamiętam już prawie 15 lat. Były to mniej więcej takie:
Musicie przywyknąć. Gdy miało się jeden epizod psychotyczny, to należy brać leki minimum 3 lata – tak pokazuje statystyka medyczna. Gdy ktoś przebył drugi epizod – musi brać kolejne minimum 5 lat. Gdy były trzy i więcej epizodów leki trzeba brać do końca życia. Znałam chłopca który postanowił nie brać leków. żyje bez nich wiele lat, ale to dla niego męczarnia, ciągła walka i przepracowana solidnie terapia. Musicie zrozumieć, że to wszystko to nie anioły i demony, to nie służby specjalne, mesjanizm, prześladowania – to choroba i takich jak Wy było wielu przed Wami.
Od tych słów, jak wspomniałem, upłynęło wiele lat. Były oddziały dzienne, terapie grupowe i indywidualne, kilogramy leków i higiena życia. Wielu lekarzy w tym pewien leciwy profesor, dzięki któremu ukończyłem studia, gdyż kapitalnie dobrał mi lek i jego dawki.
I do dzisiaj czasem zastanawiam się czemu ja i czy mogłem się ustrzec. Ominąć te strachy nocy, igranie z mafią, policją i śmiercią. I dziękuję matce, ojcu, którzy do końca nie rozumieli, ale gonili mnie po całym Trójmieście jesienią 2003, aż w końcu z płaczem wezwali karetkę, która zawiozła mnie w objęcia krat, mego spokoju i żmudnej drogi do normalności.
Tylko jednego mogłem uniknąć w ta straszną gotycka noc w Gdańsku -spoliczkowania mojego ojca, której najbardziej żałuję – ale ten fakt do dzisiaj pokazuje mi, że to była straszna ułuda, fałsz projekcji mojego mózgu i chory stan.
Sam obecnie jestem ojcem, dzięki mojemu ojcu.
Ten wpis dedykuję wszystkim ojcom, którzy gonią za swoimi synami w ciemną noc – bo warto.
//JP
tags: #paktofonika,#magik,#zaburzenia_psychiczne,#muzyka
„Jestem Bogiem
Uświadom to sobie
Ty też jesteś Bogiem
Tylko wyobraź to sobie„
fragment „Jestem Bogiem” zespołu Paktofonika
To są najbardziej znane słowa piosenek Magika z zespołu Paktofonika, według filmu „Jesteś Bogiem” Magik domaga się od Rahima i Focusa umieszczenia tej piosenki na płycie „Kinomatografia”, pomimo ich bojaźni o stereotypowe podejście do tematów Boga w Polsce. Magik miał wtedy powiedzieć: „Jestem artystą i dla mnie to coś znaczy.” I ten właśnie utwór był najczęściej odtwarzany między samobójczą śmiercią Magika 26 grudnia 2000 roku a kwietniem 2002, gdy Album Kinematografia otrzymał nagrodę Fryderyka.
„[…]Mamy po dwadzieścia lat.
Przed sobą cały świat.
Przed sobą cały życia szmat.
Więc jestem rad z każdego,
ranka i wieczoru.[…]„
[Chwile Ulotne – Paktofonika]
https://www.youtube.com/watch?v=RuOxCa-KWao
Kiedyś Napoleon Bonaparte miał wypowiedzieć słowa, których parafraza brzmi jak poniżej:
wielcy ludzie rodzą się po to aby zmagając się z życiem, szybko odejść, często przedwcześnie, ale za to oświecają ludzkość, a ich blask pozostaje po nich jeszcze na długo…
Tak można z perspektywy czasu opisać życie i twórczość Magika.
Rahim miał powiedzieć:
Magik należał do osób, które bardzo dużo myślą o życiu. To po pierwsze… Po drugie – nałożyła się na to sprawa dotycząca jego powołań przez Wojskową Komisję Uzupełnień. Miał już wtedy żonę i dziecko, a ponadto był to okres, gdy wreszcie chcieliśmy nagrać krążek. I Magik zaczął tak kombinować, że sobie zszargał psychikę. Obrał taktykę udawania osoby kompletnie niepoczytalnej. Dwa razy go odraczali, ale tylko na rok. To wmawianie sobie, że ma świra, że nic mu nie wychodzi, doprowadziło do tego, iż przemęczył organizm. Gdzieś w podświadomości zakodował sobie, że jest źle i to doprowadziło do osłabienia psychiki. Powiedział mi kiedyś: „Rahim, wiesz co? Przez to WKU pojebało mi się. To, co sobie kiedyś wmawiałem, żeby tylko grać niepoczytalnego przed komisją, teraz mną zawładnęło. Czuję, że kompletnie świruję”[19].
|
Ale czy jednak można oszukiwać kilkukrotnie zupełnie psychiatrę. Tak samo film „Jesteś Bogiem” pokazuje w niektórych fragmentach typowe syndromy szeroko pojętej choroby psychicznej: niezwykła wrażliwość, problematyczne myślenie o sensie życia, do tego stopnia, że to ma duży wpływ na egzystowanie, lęki (bilbordy z facetem z chipsami w filmie), ponad przeciętne roztargnienie (pozostawienie zakupów pod supermarketem).
I tutaj nie chcę na siłę wciskać Magikowi jakiejś wielkiej choroby psychicznej – nie chcę być źle odebrany przez rodzinę i otoczenie Piotra Łuszcza, która go znała osobiście.
Jednak targnięcie na swoje życie i obraz pokazany w filmie jak i relacjach otoczenia dostępnych w internecie,, np jak to poniżej o chronicznej bezsenności Magika:
Magik jako artysta? U niego nie było różnicy między człowiek jako człowiek lub człowiek jako artysta czy coś tam jeszcze. Artystą był bez przerwy, tak, jak i człowiekiem, choć prawdą jest, że trudnym. Nie umiał oddzielić sztuki od rzeczywistości, zmagał się z nią, walczył tekstem i muzyką. Pisał głównie w nocy 2:00, 4:00. Nieraz dzwonił po północy i rymował całe kawałki, wiele takich, których nigdy nie usłyszymy. „Jestem Bogiem” pierwszy raz usłyszałem przez komórkę jadąc autem. Zanim dojechałem z Warszawy na Śląsk znałem już kilka wersji. Dzwonił co jakiś czas, oczywiście w nocy, rymował i pytał co ja na to, jak myślę, czy Rahim i Fokus będą chcieli zarymować następne zwrotki[28].
Świadczyć mogą, że Magik mógł mieć predyspozycję i wstępne objawy choroby psychicznej. Raczej to była depresja człowieka o nadwrażliwości niż jakaś schizofrenia z głosami. Stany depresyjne mogły pogłębiać zażywanie marihuany przez Magika, tak jak u innych chorych psychicznie detonatorem schizofrenii są narkotyki, jak i równią pochyłą ku stanom depresyjnym.
Na materiał z księgi (Księga Tajemnicza. Prolog – przyp.) duży wpływ miała nasza fascynacja paleniem. To, co robiła z nami marihuana, wydawało się niesamowite, prowadziło do głębokich przemyśleń. Kiedy bardziej poznaliśmy marihuanę, zaczęliśmy traktować ją jako używkę, absolutnie nie jako narkotyk. Można po niej wyczesać z siebie bardzo dużą kreatywność, ale też wpaść w otępiająca pułapkę. Myślę, że wiemy już, co jest w niej grane, nie jest dla nas wstępem do twardych narkotyków, po prostu pozwala spojrzeć w inny sposób.”[23]
[słowa samego Magika]
Jednak samobójstwo mogło również wywołać sytuacja osobista Magika, na której skupili się twórcy scenariusza do filmu „Jesteś Bogiem”.
Sam fakt posiadania dziecka w młodym wieku, za wcześnie, gdy głowa pełna marzeń o tworzeniu muzyki hip-hop i ciężka sytuacja materialna na Śląsku pod koniec lat 90 w Polsce – przyczyniła się, według scenariusza wspomnianego filmu, do samobójstwa.
Niemniej jednak postać Magika była charyzmatyczna, trafił wyśmienicie w właściwe czasy dla hip-hopu. Magik, Rahim i Focus byli niemal prekursorami tego nurtu muzycznego w Polsce. Utwory tworzone w prymitywnych warunkach i przez zupełnych amatorów, niosą niesamowite przesłania słowno-logiczne połączone z niesamowitymi podkładami, które pomimo swojej prostoty – pasują do głębokich przemyśleń młodych ludzi żyjących w trudnych warunkach – mających marzenia, młodość i głowę jeszcze pełną planów.
Słowa Magika i utwory Paktofoniki nigdy nie zostaną zapomniane, przez kolejnych młodych Polaków będą cyklicznie odkrywane, gdyż niosą rzeczywiste przesłanie dla młodych tu i teraz, jak i jutro…
„Przepraszam, muszę wyjść.
Walczcie, proszę – Magik„
tags: #wolność,#dyktatura,#historia
40 lat Mojżesz wodził po pustyni swoich pobratymców, zanim trafili do Ziemi Obiecanej. Jedni twierdzą, że Mojżesz nie znał drogi, inni twierdzą, co bardziej prawdziwe, że musiał, krążąc w kółko, wymrzeć ostatni, który wyszedł z egipskiej niewoli. Ja przychylam się do tego drugiego. Bo przecież znamy określenia beton z tamtej epoki, czy dziadek leśny z PRL, czy sędzia stalinowski, czy resortowy aparatczyk…
Niewola, dyktatura, rządy silnej ręki kontra społeczeństwo. Zakłamanie, zniewolenie kontra Prawda i Wolność. Wolność słowa, wypowiadania się, druku. Wolność jednostki, Wolność narodu. Wolność w konsumowaniu WSZYSTKICH dóbr wytworzonych przez naród i przez pojedynczą jednostkę.
Dzisiaj widziałem film „ŻYWIE BIEŁARUŚ”. Zachęcam do zapoznania się z tą historią Walki Jednostek o Swój Naród. O Dobra wytworzone przez siebie.. Walki o Godność, o Wolność, o wszystko to, co należy się Dobrym i Prawym ludziom.
To mnie zainspirowało do napisania o polityce – dla tua i innych. Dla wszystkich co sądzą, że są wolni i wszystko jest cacy…
W tym roku w wakacje miałem przyjemność spotkać parę nauczycieli angielskiego z Białorusi. Byli dziwnie małomówni o polityce w swoim kraju, o ustroju itd. Dziwne to było, gdy ja narzekałem na ustrój w Polsce, kto nas zdradził a, kto nie. Kiedy tak na prawdę Polska była wolna i kto zniszczył Gdańskie, Gdyńskie i Szczecińskie Stocznie na rozkaz Merkel. Dziwnie milczeli – dzisiaj już wiem, po obejrzeniu Żywiet Biełaruś, że napotkana para myślała sobie w duchu – co Ty gadasz człowieku, nie doceniasz tego co masz, gdyż Polska po ’89 roku mogła wyglądać zupełnie inaczej. Mogła być Panamą lat 80, mogła być Białorusią po roku 90, mogła być krajem zniewolenia jednostki i całego narodu.
I doszedłem do wniosku, paląc papierosa w ciepłym, swoim domu, a nie w zimnej zmurszałej celi Łubianki lub innego aresztu śledczego, że może i dobrze, że mój kraj Polska miała TW Bolka, miała Okrągły Stół i pomimo afer takich jak FOZ, destruktywnej prywatyzacji i setek innych przekrętów, gdzie wytransferowano na konta wszelakie tysiące miliardów polskich złotych. Uwłaszczając kraj gospodarczo jednostkom związanym z poprzednim ustrojem Polski. Oddając media resortowym dzieciom, a politycznie dając stery różowym kukłom. Może to i dobrze, że z 10 kraju gospodarczo na świecie w 89 roku wylądowaliśmy przez same lata 90 o 20 oczek niżej. Ale dzięki temu nie gnoją nas, nie zamykają do więzień, nie ma pałek przeciwko pokojowym demonstracjom. Nie ma nalotów na drukarnie, powielacze domowe. Nie ma aż tak zdeprawowanego wymiaru sprawiedliwości, jakby mógł być. I pomimo masy „bohaterów” jak Bartoszewski:
https://wolna-polska.pl/wiadomosci/wladyslaw-bartoszewski-bartman-zyd-kolaborant-zdrajca-2013-09
Jesteśmy Wolni…. a na pewno bardziej niż przed rokiem ’89. Tylko od nas zależy, że zawsze w sercu chociaż będziemy Wolni. A w głowie nosić skrycie będziemy Prawdę. Pomimo zniewolenia, zakłamania i propagandy…
Pewien politolog powiedział, że ludzie nie wychodzą na ulicę, gdy są zniewoleni, okłamywani i okradani. Wychodzą dopiero, gdy przez moment przestanie ich się okradać, zniewalać i okłamywać, aby po jakimś czasie wrócić do okłamywania, zniewalania i okradania. Boję się, że obecnie Rządzący Patrioci przegrają pod wpływem propagandy medialnej. I zło, małość, kłamstwo znowu zatryumfuje… w kolejnych najbliższych wyborach. I co czy wyjdziemy na ulicę, czy będziemy mieć ponownie ludzi jak Miron Zacharka z filmu Żywie Biełaruś, czy niemo wpadniemy w demokracje kontrolowaną jak w latach 1989 – 2015….
vive la liberté //JP
tags: #puczat,#mówie_prawdy,#zmiana
Proszę zbanuj mnie, bo mówię prawdę – która zbyt boli.
Proszę zbanuj mnie, bo obrażam innych, bo próbuję ich zmienić.
Proszę zbanuj mnie, bo wiem lepiej od nich samych, co robią źle.
Proszę zbanuj mnie, bo mnie za to nienawidzą.
Poddaję się, nie da się naprawić ludzi, zawsze to wiedziałem, można im pokazać drogę do zmiany – jest takie powiedzenie chińskie, ale to też gówno prawda. Od wielu lat prowadzę puczat – tak leci już 5 rok – i poddaję się.
Próbując zmieniać ludzi psychicznie chorych, ze słabościami, bez odwagi, w trudnych sytuacjach życiowych – tak naprawdę utwierdzałem ich, że to ja się mylę, ja jestem w błędzie i oni wiedzą lepiej co potrzebują i co maja robić w swoim życiu.
To przecież ich życie i lepiej się od tego odpierdolić.
Przecież tłumaczysz godzinami to i tam to, z każdej strony opiszesz to, a i tak w odbiorze jest płytkie i nazwane okrzyczeniem.
„Tak Japa okrzyczał S., że robi cały czas zakupy…”
„Tak Japa przecież powiedział, że T. nie nadaje się do tego…
„Tak Japa się tylko czepia…”
A Janek „czyta PU i wie lepiej, że ocenianie ludzi przez pryzmat czata jest pomyłką…”
Dobrze, że był s., że była t. że była ta garstka osób, której pomogłem marudząc, pouczając i pokazując drogę.. Obudzili się z marazmu, wyszli z choroby, albo się w niej całkowicie nie pogrążyli, założyli rodziny, znaleźli pracę – żyją pomimo. Często zapominając o chorobie, czacie tych wszystkich ludziach z przeszłości…
Ale czy warto bylo, gdy 10 x wiecej osób odeszło… z czata.
Przecież PUCzat jest dla tych słabszych, dlatego proszę JaPa daj mi bana, aby trwali tam gdzie są…
narzekali dzień w dzień, że znowu się narobili, spłacając swój zakupoholizm,
narzekali, że nie maja znajomych w realu, nie wychodząc z domu,
marząc o karierach, dzieciach, podróżach 24/7 przed monitorami komputerów.
Prosze daj mi bana – JaPa!
//JP
tags: #kobiety,#kino,#historia
Byliśmy zaślubieni wojnie, wracaliśmy do domu i czekaliśmy na kolejny wyjazd, na kolejną wojnę. Ale uciekaliśmy z domu, bo w nim była wojna miedzy nami… [parafrazując słowa Marthą Gellhorn o burzliwym związku a następnie małżeństwie z Ernestem Hemingway’em]
Są filmy co zapychają czas między reklamami, są filmy po których mamy wrażenie, że nas nabrano i naciągnięto wychodząc z kina i są filmy, po których długo się myśli i rozmawia po ostatnich napisach w zaciszu domowym…
Wczoraj w środku tygodnia około południa natrafiłem przypadkowo na ten film
https://www.filmweb.pl/film/Podw%C3%B3jna+gra-2004-106422,
a dzisiaj w środku nocy natomiast na ten
https://www.filmweb.pl/film/Hemingway+i+Gellhorn-2012-580335
Te dwa filmy i moja żona zainspirowały mnie do napisania tego wpisu – o silnych kobietach i silnych, a jednak słabszych od tych kobiet mężczyzn….
Sally Cauffield – żona szpiega sowieckiego na zachodzie Leo Cauffield oraz Martha Gellhorn – druga żona i towarzyszka burzliwych lat wojennych Ernesta Hemingway’a to przykład silnych i pięknych kobiet, o których wszyscy mężczyźni marzą i śnią, o które nieliczni się biją, a tylko mała grupa je posiada, lub lepiej – są ich godne.
Dwie wspomniane kobiety uwikłane w skomplikowane życia obu mężczyzn – swoich mężów – pomimo, że ich charaktery są silniejsze, spojrzenie na otaczający świat, na rodzinę czy patriotyzm bardziej szersze, są sylwetkami z drugiego planu, szczególnie z perspektywy czasu. Bo przecież to o szpiegu Cauffield’zie piszą historycy a nie o jego żonie, która dostała olbrzymim rykoszetem za decyzje i błędy przeszłości męża.
Również ludzie czytają książki Hemingway’a i większość mówi, kto to jest w ogóle Gellhorn? Ale to Martha Gellhorn miała lepsze mowy, lepsze zwroty i opisy wojny – przez niektórych uważana za największego korespondenta wojennego w historii i to pomimo płci słabszej.Gdy Ernest leciał, z oficjalną akredytacja i zaproszeniem największych ówczesnego świata na wojnę w pierwszej klasie samolotu w kilka godzin, ona przebijała się nieoficjalnie na linię frontu w zatłoczonych wagonach wraz z ochotnikami walki przeciwko Franco w Hiszpanii , czy nielegalnie dostając się na pokład okrętu wojennego, płynącego do Normandii.
Nie mówiąc już o pięknie i unikatowości tych kobiet, co świetnie oddały Sharon Stone i Nicole Kidman w obu filmach.
Każda kobieta inna, Sally Cauffield przez pół życia dowiadująca się od innych o mrocznej przeszłości i życiu męża, a w drugiej połowie próbująca przekonać męża do powrotu na zachód do nich, czyli dwójki córek i bloku krajów zachodnich.
Natomiast Martha Gellhorn na początku zauroczyła swoim charakterem i wyglądem Ernesta Hemingway’a, po czym całe życie on z nią konkurował, grał role, wyprężał się, jak to się mówi potocznie szpanował przed nią i przed światem, a ona po prostu była sobą.
Czym się charakteryzuje silna kobieta? Nie aktywną walką o prawa kobiet na pochodach. Nie udowadnianiem mężczyznom, że są płcią słabszą, bawiąc się nimi i ich popędami. Nie pchając się masowo sztucznie do zawodów męskich. Silna kobieta towarzyszy mężowi, ma swoje zdanie, pokrywające się z jego lub nie, ale mająca zawsze własne na każdy temat. Dobra dla swojego mężczyzny silna kobieta, jak Królowa w średniowieczu jest ukoronowaniem piastowanego urzędu przez Króla, jest jego wizytówką, jest jego medalem na piersi, jest jego podporą w każdym aspekcie – ale też niezależna zawsze i wszędzie, nie bojąca się go skrytykować, lub poprawić jego ubiór. Do historii przeszły już poprawianie chustki w butonierce, czy krawata swojemu mężowi przez Marie Kaczyńska na ważnych szczytach i oficjalnych spotkaniach
Silne kobiety w historii często wymykały się swoim partnerom, tak jak w filmie o związku Ernesta Hemingway’a i Marthy Gellhorn. Miała swoje życie, pasje czy pracę. Silny charakter, sława Hemingway’a nie usidliła jej, nie zamknęła w klatce, do czego dążył znany pisarz. Jest scena filmu, gdy ich burzliwy wcześniej związek zanika. Ernest chce, pijany, zakrwawiony po wypadku samochodowym po niedoszłej próbie zdrady, wtargnąć do apartamentu hotelowego Marthy. Ona go nie wpuszcza, a on łomocząc w drzwi krzyczy, aby otworzyła, że to on ją stworzył, że była nikim – a on tchnął w nią sławę i dzięki niemu wszystko osiągnęła. Ona milczy nie kłóci się z nim – wie swoje – bo wszystko już powiedziała, że przybyła do szpitala po rozwód i z nimi koniec.
Sam fakt końca życia obu kobiet i ich partnerów świadczy kto był zwycięzcą, do tego cichym…
Ernest gdzieś w tropikalnym domu na Bahamach spędził schorowany po rozstaniu z Marthy 30 lat z kobietą, której nie kochał i która była marną podróbką Marthy. Po leczeniu elektrowstrząsami niemal jako warzywo, karmiony kleikami i wspominający czas chwały i twórczości u boku z jedyną prawdziwą miłością swojego życia Marthą Gellhorn. Nagle wstał, podszedł do komody, wyciągnął strzelbę i strzelił sobie w głowę.
Martha natomiast do końca życia była aktywna zawodowo – relacjonowała wiele konfliktów zbrojnych na całym świecie, między innymi wyzwolenie obozu koncentracyjnego Dachau, proces Adolfa Eichmanna, a pod koniec życia w latach 90-tych opisywała przestępczość i slamsy Brazylii. W filmie ostatnią sceną jest, gdy po wywiadzie telewizyjnym, gdzie na sam koniec zarzucono jej, że była cieniem Ernesta Hemingway’a, każe wyłączyć kamerę i wyrzuca z domu dziennikarzy. Sama udaje się do gabinetu i czyta żarliwe i pełne miłości listy Hemingway’a z okresu gdy ona relacjonowała wojnę w Finlandii a Ernest tworzył książkę „Komu bije dzwon”…
Sally Cauffield natomiast po uświadomieniu sobie kim był na prawdę jej mąż Leo, udaje się do Moskwy pomimo zakazu MI6 i CIA. Spędza z mężem kilka długich tygodni. Mąż niczym zamknięty w komunistycznej, szufladzie mieszka w małym, surowym mieszkaniu, w szarym blokowisku, gdzieś na obrzeżach Moskwy. Mieszkanie wypełnione książkami angielskojęzycznymi stanowiącymi jedyne okno na świat Leo, który stopniowo podupada na zdrowiu, prawdopodobnie podtruwany przez KGB jak inni zachodni agenci, aby szybciej władze ZSSR mieli ich z głowy, którzy już zrobili swoje, a teraz są już bezproduktywnym zagrożeniem w przypadku ich ucieczki na zachód
Sally odwiedzała męża w Moskwie, za każdym razem wracając do domu do ich córek do USA, rewidowana, przeszukiwana i zastraszana przez CIA. Jednak wraca do męża kilkakrotnie. Ostatnim razem, gdy organizuje przerzut męża na zachód, a on rezygnuje, poddaje się i wtedy Sally już nigdy nie wraca do Moskwy.
Film kończy się sceną, gdy jedzie już w USA do domu taksówka z lotniska, do ich córek i życia na zachodzie, czyta ostatni list męża jaki jej przekazał. Jest to jakiś fragment z Szekspira, brzmiący mniej więcej tak:
„Idziemy do niewoli, będziemy w niej trwać, śmiejąc się i płacząc, będziemy czytać i wspominać, będziemy patrzeć na złote motyle w naszych klatkach. itd itd…”
Należy wspomnieć o kluczowym w filmie obrazie gór Ararat, stanowiących w czasie zimnej wojny granice wpływów świata zachodu/kapitalizmu i świata wschodu/komunizmu. Świat zachodu widział po lewej stronie mniejszy szczyt tego masywu, a po prawej większy. Natomiast komuniści od swojej strony widzieli negatyw, czyli mniejszy szczyt po prawej, a większy po lewej. Była to, jak widać z mojego opisu, granica miłości, władzy, człowieczeństwa dzieląc świat na dwie połowy. Jak podejście Leo i Sally do świata, życia i dumy.
Wpis ten dedykuję wszystkim silnym kobietom w tym mojej żonie Magdalenie, bez której moje życie byłoby niepełne, Która zawsze jest przy mnie i zna mnie, Która wspiera mnie, ale też potrafi dosadnie skrytykować. Która uczy mnie, która pozawala się uczyć. Która kocha mnie równie mocno jak moja matka, lecz inaczej…
//JP
tags: #choroba,#charakter,#narzekanie,#spoleczenstwo,#dualizm
Dawno temu już wiedziałem, że pomimo choroby psychicznej jestem osobnikiem zdrowym….
A jak nazwać kogoś, kto jest chory i jest ostro pokręcony vel jak się mawia na ulicy kolokwialnie: przyjeb z niego, ale on jest popierdolony, czy on powinien się leczyć, świr i tyle….
A jak nazwać kogoś, kto ostro jest inny – czy to zdrowy, czy chory – odstaje. Nie ma rodziny, nie ma mieszkania, nie ma pracy, nie ma rachunków, podatków od gruntów. Nie ma….
Gdzie wszędzie ktoś ma, lub jest. A on/ona nie ma i nie jest. Nie jest po studiach, zawodówce, liceum, nie jest medykiem, hydraulikiem ani nawet sprzedawcą, czy telemarketerem, nie jest nawet śmieciarzem. Nie jest i tyle. Jest niczym i nic więcej.
A co jeśli ten ktoś, robi wszystko źle i wie o tym. Bo przecież nie jedna, a 10 osób mówi mu nie rób tego a on i tak robi. Nie słucha? Może i kolega od kieliszka nie mówi, ale widać to w niemym wołaniu sprzedawczyni w porannej wizycie w sklepie, czy wstydzie rodziców. Ale nie chodzi tutaj tylko o picie, chodzi o wszystko i nic. O każdy czyn zły. Nawet najdrobniejszy. I nie będę przytaczał przykładów. Robi źle i tyle, wie o tym nie wiedząc – wypiera się, nie spogląda na siebie oczami innych….
A co jeśli do tego dochodzi, że do niego nie dociera. Może nie docierać, lub może negować. Negowanie może być indywidualne lub zbiorowe.
Co można negować?
Negować można chorobę, złe postępowanie, parszywy charakter, albo nawet małe ułomności w nim (charakterze) które sprawiają, że żyć się nie da i życie jest nie do życia…
Negować można wszystko i całe życie. Negować można, bo się chcę, lub bo ktoś inny chce.
Co jest natomiast zdrowe? Wszystko i nic. Nikt z nas nie jest zupełnie zdrowy. Są kawały, że nie ma osób zdrowych – są jeszcze niezdiagnozowane. A jak pisał Sołżenicyn cytując klasyków KGB – daj mi człowieka, a ja znajdę na niego paragraf – każdy ma coś.
Tylko zdrowy jest brak czasu na rozczulanie, na narzekanie – tylko czas na aktywność, działanie i korektę; i charakteru i życia i podejścia…
Cenne w tym wszystkim jest umiejętność spojrzenia na siebie oczami innych – tak, aby życie nie było wieczną negacją wiatraków Don Kichota z Manchy… bo można oszaleć i wtedy to trzeba się leczyć.
//JP
tags: #choroba,#zwątpienie,#marazm,#depresja,#motywacja
Tyk. Tyk. Tyk. Leżysz i patrzysz. Zegar tyka. Czas ucieka. Patrzysz i leżysz. Tyk. Tyk. Tyk.
Depresja dotyka coraz więcej i więcej osób. Bezsenność, lub nadmierna senność, zmęczenie, bóle, leki. Ogólne zwątpienie. Nerwowość. BEZNADZIEJA….
A co jeśli przechodzi się to cyklicznie z aktywnością, odwagą, manią wielkości, kompletnym brakiem snu, psychozą… To już cyklofrenia czyli w zachodniej nomenklaturze bipolar, lub po polsku Choroba Afektywna Dwubiegunowa (ChAD)….
Zatem generalnie są dwa bieguny. Które zdobywa się naprzemiennie. Czasem jest się na nich dwóch – w tydzień, miesiąc, lub co kilka godzin.
„Mój biegun” – porównując to do biegunów geograficznych. Chory psychicznie na ChAD to prawdziwy światowy podróżnik w najdalsze zakątki globu… Zdobywa ekstremum swoich zachowań, odczuć i pracy mózgu – często nie wychodząc nawet z domu…
Wracając do depresji. Chory na ChAD, czy depresje w pewnym momencie nie chce chcieć. Zamknięty w domu a nawet wychodząc na zewnątrz – zamknięty w sobie. Wyalienowany ze społeczeństwa. Sam ze sobą i swoim wadliwym mózgiem. Wadliwą chemią w mózgu i wadliwym postrzeganiem… Tak bardzo nie chce chcieć, że ciężko wyjść z tego wszystkiego…
Sam leżałem w łóżku n-tą godzinę i coś gniotło mnie, aby nie wstawać – choć wszystko bolało już od leżenia. Nie było sensu, nie było po co żyć. Coś gniotło mnie, mną…
A co, jeśli nie chce się chcieć latami?
Mieszkając z rodzicami – nie dbamy o opłacenie rachunków, nie dbamy o walkę „o ogień” o chleb… Nie ma motywacji. Przez długie lata klosz nad chorym sprawia, że jest SŁABY, WYCOFANY i NIEZDOLNY. Ale jak to? Mam kazać choremu synkowi iść do pracy, jak on nigdy nie pracował, ma lęki… Jak to?
Będąc na rencie, nie dbamy o swój rozwój – jesteśmy zutylizowani przez system. Nie trzeba nam szukać pracy. Nie trzeba nam wyższych aspiracji niż marne 500 zł miesięcznie. To starczy, jak ktoś umie żyć na marginesie życia i granicy przetrwania. Często również z rodzicami, babcią, lub bratem, czy siostrą.
W wieku 40 lat stwierdzamy, że nie umiemy nic, nie pracowaliśmy, nie wiemy, ile to wszystko kosztuje. Nie umiemy polować ani zbudować szałasu….
Jesteśmy słabi – na końcu stawki….
I gaśnie światło – ginie matka, ojciec – znika kroplówka. I co? Pasożyt przykleja się do kogoś innego jak zdoła. Albo budzi się z ręką w nocniku.
I wtedy gniecie jeszcze bardziej.
Samobójstwo?
Tak tchórzliwa ucieczka, słabego. Który nie umie zawalczyć z rzeczywistością kolejnego dnia. Nie umie zatańczyć z nieznanym, pięknym dniem jutrzejszym…
Nawet jak jutro jest jeszcze gorszy niż dzień poprzedni. Trzeba walczyć, aktywnie. Wstawać i polować. Wstawać i budować szałasy. Wstawać i iść od przodu. Wstawać rozwijać się, uczyć pracować – być samodzielnym i jeszcze bardziej samodzielnym. Uwolnić się spod klosza choroby, rodziny, stagnacji, otoczenia.
Można po prostu zacząć biec jak Forrest Gump, w sensie wyjść, pójść na swoje, wyjść poszukać pracy, wyjść i zdrowieć przez aktywność.
Run Forrest Run…. I tego Wam życzę!
Wszystkiego Dobrego…
//JP
tags: #sens_życia,#młodość,#marzenia,#ludzie
Zapytał kiedyś głodny wilk sytą owcę, czy czuła kiedyś głód – po czym ją zjadł. Zapytał kiedyś jastrząb mysz, czy czuła niebo, chmury i powiew wiatru – po czym ją zjadł. Zapytał kiedyś żądny przygód syn ojca, czy kiedyś marzył – po czym tak jak ojciec stracił głód świata, spadł z nieba poprzez chmury, a wiatr rozwiał jego marzenia.
Każdy z nas miał czytane bajki na dobranoc. Gdzie były smoki do pokonania, gdzie księżniczki wszelakie do pokochania, gdzie dobro zawsze wygrywało ze złem. A bohater, nawet najmniejszy, najzwyklejszy Dratewka był tym wybranym, o którym był rozdział cały, a nawet cała książka. Tylko kiedy przychodzi moment, w którym syn zapytuje ojca o utratę marzeń, wiatru w skrzydłach, głodu poznawania? Myślę, że po ostatniej bajce na dobranoc. Gdy już zapadamy w sen, przed nami ciemna noc zwątpienia i rozczarowania, aby obudzić się często już jako niewolnicy zakuci w dyby codzienności przy kieracie życia…
Każda decyzja determinuję nasz los, czy mamy miliony na koncie, czy gromadkę dzieci, czy mamy nogi, czy sprawny intelekt. Nawet odległe decyzje w mgle przeszłości maja wpływ na nasz teraźniejszy i przyszły los. Ba nawet los naszych pradziadków i ich głupie, czy mądre decyzje determinują, kim jesteśmy i kim będą nasze dzieci. Do tego ta pieprzona genetyka, czyli decyzje przodków zakute w niewidocznych, zakodowanych łańcuchach DNA…
Dzieci mówią, aby pokazać im kolory, z jakich zbudowany jest świat. I ciśnie się na usta – z pierwiastka skurwysyństwa bezwzględnych ludzi, z brudnej forsy za którą wszyscy pędzą, tracąc zdrowie i drogocenny ograniczony czas, z władzy, która jak narkotyk zniewala i dla której trzeba wyzbyć się skrupułów i upadlać oraz zabijać innych; wreszcie z używek wszelakich które niszczą człowieka i wpędzają go w pogoń za pieniądzem; są przejawem władzy czy sprawcą skurwysyństwa.
I jak odpowiedzieć wtedy dziecku?
Że kiedyś też nam czytano bajki na dobranoc…
//JP
tags: #internet,#social_media, #puczat,#data_lakes
Jakie piękne czasy…, gdy wchodząc na bandcamp mamy wybór tysięcy artystów z całego świata, rozsianych tu i tam. Jeden na kilkaset tysięcy ludzi na świecie tworzy i wrzuca na ten wortal muzyczny – tak abyś mógł posłuchać. A wybór masz znakomity – przecież nas jest na ziemi kilka miliardów. Kilka miliardów ludzi razy podzielone na około 2 i średnio 2 posty dziennie na fb, tyle samo na twitterze i tyle samo na innych portalach społecznościowych. To daje 6 miliardów wpisów.
Zakładając, że w każdym jest magiczne twitterowe 140 znaków. Wychodzi nam, że ludzkość produkuje dziennie na samych portalach społecznościowych 840 miliardów słów, które są przesyłane do setek hektarowych serwerowni. Największe firmy jak Google, Amazon mają już całe miasta serwerowni, olbrzymie hektary serwerów i niezaspokojone potrzeby energetyczne, aby pomieścić te nasze myśli, przechwałki, mowę nienawiści np. PiS na PO i PO na PiS. Obrażanie Trumpa i szydzenie z niego. Te miliony zdjęć naszych posiłków.
Szacuję się, że w przyszłym roku ludzkość będzie produkować 50 000 GB danych na sekundę, czyli można sobie wyobrazić, że to ponad 34 miliony popularnych dyskietek komputerowych 1,44 MB, z końca lat 90. Ułożone na stosie tej masy dyskietek pozwalałoby wejść na ponad 100 km wieżę – naszej globalnej głupoty. Bo przecież ile stron jest prawdziwie wartościowych i o sprawdzonych danych, popartych wieloletnimi badaniami. Ile jest rzeczowych relacji z miejsca zdarzenia, a nie przedruków z Reutersa… Ile jest stron obronionych prac doktorskich, stron z konstytucjami danych krajów, historią popartymi setkami godzin w archiwach np IPN. Tego jest naprawdę mało, pewnie by starczyło na wspomnianą 1 dyskietkę 3,5 cala raz na tydzień….
A jednak się kręci. Piszemy, wklejamy, lajkujemy. Udajemy na fb, jak jest świetnie, na twitterze czytamy, co jest u naszych polityków, którzy niedługo kompletnie nie będą się spotykać z wyborcami – tylko będą retwittować, a dziennikarze będą również podawać dalej nam ta jedną wielką papkę, która wwiercać się będzie nam jak nieudane bity z bandcampa, gwałcąc nas niemiłosiernie przez uszy – jak pisał Gombrowicz. Notabene ile wtedy było tworzonych danych, przeliczając na dzisiejsze GB. Pewnie tez z 1 dyskietka raz na tydzień… ale wtedy to były piękne czasy.
//JP
tags: #pieknyumysl.com, #martin_eden, #dążenie_do_normalności,#tomasz_rafał,#ikontrast,#samobójstwo
Ostatnio dużo się dzieje na PięknymUmyśle i z PięknymUmysłem. Był I Kongres Zdrowia Psychicznego. Doszły nowe genialne blogi. Nowi ludzie zawitali na nasz czat. Niektórzy odeszli – mam nadzieję tylko na jakiś czas – bo szkoda ich tracić, szczególnie tych wartościowych… Pojawiły se nowe wpisy w blogach, jak i odświeżyliśmy nasze forum. Obdarowaliśmy oddział dzienny w Gdańsku notebookiem. Odbyła się pierwsza , na razie nieoficjalna, terapia wyjazdowa – w Gdańsku. Czeka nas Zlot we wrześniu. Może uda się założyć oficjalne Stowarzyszenie PięknegoUmysłu. Się dzieje…
Przez te lata, kiedy wszedłem po raz pierwszy na forum schizofrenia.evot.org, jak i poźniej na polczat, na którym był przez kilka lat nasz czat, który jest teraz w postaci puczatu. Wiele się zmieniło….
Pamiętam samotność w małej kuchni bez okna w blokowisku. Siedziałem w niej z kolega Tomkiem, poznanym na oddziale zamkniętym, Do późnej nocy paliliśmy papierosy i przy piwie gadaliśmy o książkach, wierszach, filozofii i że zostaniemy wielkimi poetami/pisarzami. W tle leciała Paktofonika, a Tomek tłumaczył mi genezę utworu „Nie ma mnie dla nikogo” i innych legendarnego Magika. On miał mało czasu, bo według niego, jak inni wielcy musi i chce umrzeć w wieku 26 lat. Nie wiem czy mu się udało, jednak od lat nie mam z nim kontaktu. Co zostało po naszych spotkaniach w tej kuchni bez okna? Pozostał nasz projekt ikontrast, na jego stronach Tomek, którego pewnie już nie ma…
http://ikontrast.selim.pl/wp/poezja/tomasz-rafal/
Pamiętam jak pewnego dnia Tomek przyszedł poturbowany, później się okazało, że odurzony alkoholem i nie wiadomo czym jeszcze wskoczył pod pociąg. Zrobił to tak (nie)szczęśliwie dla niego, że przeżył. Wpadł idealnie pod koła. Pociąg przejechał nad nim z hukiem i bardziej oberwał później od sokistów niż od ton rozpędzonego składu kolejki SKM.
Niestety, tak niespodziewanie go poznałem w chorobie, jak go pożegnałem w chorobie. Miałem wtedy nawrót choroby i zgotowałem mu niezła jazdę. On sam był na jakimś zjeździe po narkotycznym i wszystkie moje projekcie „łykał”. W skrócie dałem mu na końcu pięścią w twarz, jak zawiozłem go pod jego dom, notabene mieszkał w jakiś slumsach w Gdyni, Po tym jak dowiedziałem się, że sprzedał wszystkie książki, dla mnie bardzo wartościowych, które mu pożyczyłem. A za pieniądze kupił narkotyki. Jedną książkę zachował, której nawet nałóg nie pozwalał mu spieniężyć. Była to książka: „Teksty filozoficzne dla uczniów szkół średnich” Mieczysława Łojka. Mam ją do dzisiaj jak i jego walkman z jakąś jego kasetą. Miałem mu go oddać, jak zwróci pieniądze, które ode mnie pożyczył, jak i pieniądze za sprzedane książki. Niestety pozostał tylko walkman… A on odszedł z mojego życia.
Pozostawił kilka pięknym wierszy na ikontraście, jak np. ten:
Kiedyś I Tak
Czasem wolałbym ogłuchnąć
By nie słyszeć ciszy
Czasem wolałbym oślepnąć
By nie widzieć pustki
Czasem wolałbym odejść
Póki się nie boje
[Tomasz Rafał]
Pisał przeważnie smutne wiersze i szkoda, że tak mało zostało po nim…
Może gdyby nie dotrzymał słowa i nie zabił się w wieku 26 lat, a wszystko na to wskazuje. Teraz może by miał swój dom, żonę, dwójkę dzieci. Pracę, wypłaty co miesiąc, przyjaciół, hobby i czas na pisanie weselszych wierszy – tak jak ja mam teraz – bo żyłem i wywalczyłem normalność pomimo choroby. Wyszedłem z tej kuchni bez okien. I żyję do dnia dzisiejszego…
Choć i ja chciałem kupić bilet na prom. Czekałem na pierwszy poranny tramwaj o 4:23 do dzielnicy Nowy Port. W pierwszej depresji popsychotycznej chciałem niczym Martin Eden, wyskoczyć ze statku, spojrzeć w gwiazdy, wziąć głęboki oddech i zanurkować tak głęboko, że nie dałoby się już wypłynąć… powtarzając w duszy te wersy co Martin Eden, robiąc to:
„
Z ziemi, gdzie ufność i strach podły
Z miłością życia, zbyt nam drogą,
Rządzą – dziękczynne ślemy modły
Bogom, co gdzieś tam istnieć mogą,
Za to, że życie nie trwa wieki,
Że nikt nie wraca z mgieł dalekiej
Krainy śmierci, a nurt rzeki
Zawsze na morza spocznie progu.
„
A miało być wesoło – i znowu nie wyszło. Sory tua 🙂
Ważne, że bywało niewesoło, a wciąż jesteśmy…
//JP
tags: #społeczeństwo, #postrzeganie, #stygmatyzacja, #choroba_psychiczna
Dawno nie pisałem…, jednak przełamałem się w końcu, by rzucić parę słów jak meteoryty z nieba – czy niedbale – sam czytelniku ocenisz.
Dzisiejszy wpis zainspirował link do pewnej strony, rzucony na czacie przez BiałąBrzoze – http://www.nietracesiebie.pl/
Pisał jeden z dających swoje świadectwo na stronie Kampanii „Nie Tracę siebie w schizofrenii”
„Dźwiganie
Do zdrowienia człowiek idzie małymi krokami, mozolnie, ale ważne, żeby nie ustawał – mówi Marek. Motywacja i samowychowanie.
Najpierw trzeba zrobić pierwszy krok – poczuć, że coś ode mnie zależy i że jestem komuś potrzebny. Poprawia się samoocena.” [ Marek Miszczak]
Ostatnio również dopisałem już 4 rozdział, pod tytułem „Pisane na plaży”, w książce, którą redaguję i na razie sam tworzę – „Ze złamaną duszą”.
https://web.puczat.pl/wp/czytelnia/tworczosc-pieknego-umyslu/
Co łączy te dwie sprawy. Dużo. Rozdział 4 mówi o dwóch światach, które współistnieją ze sobą, a dzieli je ogromna przepaść.
„Są dwa światy. Lepszy i gorszy.
Zdrowy i chory…”
Jeden świat żyje pełnią życia, gdzie wyjście z domu to normalność, a poprzeczka dla tych normalnych to codzienna praca, awans i kolejne wakacje, czy kolejne zakupy w galeriach handlowych. Z drugiej strony jest świat zgoła inny, w którym woda przelewająca się w grzejnikach, uporczywie nie daje spać, gdzie przelotne spojrzenia ludzi w tramwaju to telepatia i wykradanie myśli. Gdzie głosy klną jak szewc a powroty do szpitali psychiatrycznych to norma – lęk, obawa, złość i zniechęcenie. Czasem prowadzące do najgorszych….
Co je łączy?
Czasem zupełnie nic. Czasem stereotypy. Czasem nienawiść i zdawkowe mity: świr, żółte papiery, czubek, psychol z siekierą, wymordował swoją rodzinę, nieobliczalny człowiek, niestabilny furiat, który jutro może zdemolować pół biura, zastraszyć nas i pozabijać.
Co jeszcze?
Ukrywanie chorych członków rodziny. Obawa co zrobić mam. Gdy brat, mąż nie myje się, nie je, nie śpi, mówi do siebie. Jest agresywny wobec mnie i innych w domu. Zawieźć do lekarza. A może nie. Czy się zgodzi. Nie.
A jaka jest ostateczność?
Wygłodzony ucieka z obławy rodzinnej. Zasieki jego umysłu pękają i wiodą go na manowce swojej chorej, napędzanej źle działającymi synapsami, psychozy. Wtedy może coś się stać. Może prozaicznie wpaść pod samochód, lub samochodem w drzewo. Może skoczyć w przepaść – dosłownie – myśląc, że potrafi latać. Dzień i noc zlewają się. To gdzie jest i kim jest zaciera się z godziny na godzinę. Wpędzając go w zupełne, bez dna szaleństwo.
Druga ostateczność to depresja, w której można nie wychodzić z domu wiele miesięcy, nie myjąc się i nie odzywając do nikogo. Na barłogu swojej wegetacji trwać niemo, wołając o pomoc. Śniąc na jawie o stryczku i końcu katuszy.
A jak w końcu rodzina, zdecyduje zawieźć argumentem siły, lub siłą argumentów do szpitala? Jest zło. Są młodzi lekarze – stażyści, nie patrzący w oczy chorego, jest jakaś klatka i zniewalające leki. Objawy uboczne i powolne lądowanie lub golgota wspinania się z depresji. Rodzina w tym czasie udaje, że nic się nie dzieje. Syn, córka wyjechała, jest na obserwacji w pewnym szpitalu. Wyjechał. U babci. W delegacji czy na szkoleniu. Wstyd i troska. I tony owoców noszonych dzień w dzień do szpitali przez wielu zatroskanych rodziców, braci, żony, czy tych, co odważniejszych, kolegów. Przez dwa, trzy miesiące… i dłużej.
Jak możemy to zmienić? Nie wiem sam. Pisać o tym, pokazywać, że da się. Pisać jak wygląda choroba, jakie są pierwsze, niepokojące objawy. Że wezwanie karetki to nie wstyd na osiedlu. I że lekarz to nie wróg dla chorego, a drugi lekarz to nie przyjaciel, który nie reaguje na objawy i nie widzi problemu. „Samo przejdzie” …
Z drugiej strony jak podbudować, osoby, które już 10 rok na głodowej rencie. Na garnuszku rodziców. Odizolowani od realnego świata. Próżnujący i katujący się stagnacją, marazmem, brakiem planu co dalej. Z objawami choroby zamiast mniejszymi to większymi. Którzy zatracili się w narzekaniu i chorobie, która już stała się dla nich ostoją normalności.
Nie ma złotego środka, każdy musi wypracować te małe, swoje kroczki, o których pisał cytowany Marek Miszczak. Wstać i iść. Powoli, sami czy z pomocą innych. Podbudować się małymi osiągnięciami dnia codziennego. Wyjść po bułki rano. Zmienić coś w swoim życiu prostym poczynaniem. I iść dalej za ciosem. Spacer, kino, potem szkoła policealna czy studia. Znajomości z nowymi ludźmi. Dać się poznać jako dobry, interesujący człowiek z pasjami. A potem przyznać się, co się w życiu przeszło. Z jakiej wielkiej wyrwy się wyszło i idzie. Kobieta pokocha za nieugiętość i walkę. Mężczyzna tym bardziej. Jak odtrąci to trudno -walczyć dalej. O swoją rodzinę, pracę najmniejszą – na początku za bezcen. Być potrzebny i robić coś z sercem. Dobrze – nawet sprzątać, ale sprzątać tak aby ludzie Cię podziwiali i mówili – ja bym tak nie potrafił.
POWIEDZIEĆ SOBIE POTRAFIĘ. ZROBIĘ TO DZISIAJ – TERAZ!
A co bym zrobił, gdybym miał milion złotych na kampanie, aby złączyć te dwa światy?
Zdrowych i chorych. Nie wiem,
Może dałbym chorobę swoją na kilka dni zadufanym w sobie ludziom sukcesu. Dałbym reporterom, którzy poprawiając słuchawkę w uchu mówią utarty frazes „Są podejrzenia, że sprawca leczył się psychiatrycznie…” Dałbym lekarzom, którzy kończąc studia myślą, że sporo wiedzą i że pigułka, wiedza akademicka i kliniczna to wszystko, co trzeba wiedzieć o duszy człowieka i jego ułomnościach. Dałbym moją chorobę przez czas „Wiadomości” w telewizji, tak aby telepatycznie zaraziła innych przez te 30 minut. Zrobiłbym stronę, gdzie byłby wielki przycisk wciśnij mnie i przytrzymaj – a zobaczysz, co to szaleństwo…
//JP
„Każdy z nas toczy walkę ze światem, samym sobą i chorobą, która może nas dopaść w każdym momencie. Wtedy przejdziemy do tego drugiego,innego świata.” [J.P. – „Ze złamaną duszą”]
tags: #święto_pracy,#1MAJ,#korporacjonizm,#niewolnictwo,#XXI_Wiek
Zamierzałem to już dawno napisać i opublikować. Tekst „chodził mi po głowie” od wielu miesięcy. Gdy go napisałem i wkleiłem ten tekst dzisiaj, poraziło mnie, że przypadkowo przypadło to na 1 Maja – na Międzynarodowy dzień Święta Pracy. Jaka jest praca w 2016 roku i ludzie pracy, w XXI wieku w Erze internetu, kapitalizmu i globalizacji… ???
Zapraszam do lekturzy.
Oszukany przez korporacje
Kiedyś nie było korporacji, kiedyś był możnowładca i jego latyfundia. Był Żyd i jego manufaktura, był Król i jego królestwo. Był ustrój feudalny vel monarchia, czy inne systemy. Ale duża część ludzi na Ziemi coś posiadała. Posiadała swoje gospodarstwo, swoją wioskę czy swój zakład, tartak, winnice czy maszyny. Co jest obecnie? Obecnie cała własność jest w posiadaniu promila osób na naszej planecie. Reszta to pracownicy najemni. Jest niewolnictwo, niewolnictwo XXI wieku.
Firmy giganty, które nie znają granic. Płacą, a w zasadzie nie płacą, podatków w jednym kraju, centralę wysoko postawionych menadżerów mają w drugim, a w trzecim rezyduje właściciel w postaci inwestora, lub inwestorów. Dalej w wielu krajach rozsiani są niewolnicy po 120 tysięcy i więcej przywiązanych do komputerów ludzików, którzy u tego samego właściciela często maja kredyt na samochód, hipotekę na dom i inne zadłużone karty kredytowe. W U.S.A. jest obecnie moda na udawanie konkurencji. Wygląda to tak że jeden właściciel ma kilka firm, często dwie, bo po co więcej. Firmy te udają, że wzajemnie ze sobą konkurują – bo przecież według Adama Smitha konkurencja to podstawa w rozwoju, dobrobytu i przedsiębiorczości. Dlaczego nie udawać konkurencji, aby wspomniani ludziki myśleli, że jest przecież dobrze…
A co dzieje się w firmach / farmach XXI wieku – hektarach open space’ów. Czyli otwartych biur gdzie obok siedzi w tzw. kubikach 30, 50 czy nawet 300 osób na jednym piętrze – jak w obecnych fermach drobiu, gdzie kury nie maja siły wstać na swoje genetycznie zmodyfikowane kończyny i jedzą swoje odchody z genetycznie zmodyfikowaną paszą. Często kury te nigdy nie widzą światła dziennego. Rodzą się w mroku, żyją w mroku i giną w mroku – tracąc na taśmociągu nagle głowę. Ludziki w korporacjach, często też nie widzą światła przez 8 i więcej godzin dziennie. A Ci co maja szczęście kupić na kredyt mieszkanie – sorry apartament z miejscem w hali garażowej – uprawiają ‘kapcing’. Czyli w kapciach do hali, potem samochodem w zimowy ciemny poranek do garażu biurowca… a po pracy w druga stronę – również w ciemności…
A jak zaczyna się przygoda niewolnika XXI wieku i jak kończy. Zaczyna się na pewnym portalu o nazwie „linkedin” i im podobnych. To taki swoisty targ niewolników. Wpisuje się swoje wykształcenie, aktualizuje się swoje doświadczenie zawodowe, czyli ile lat dla jakiej korpo było się niewolnikiem. Oczywiście jest zdjęcie na szarym tle najlepiej. Z uśmiechniętą twarzą i wybielonymi zębami. Radość i dobry ubiór – biurowy lub biurowo-piątkowy, inaczej zwany ‘casual’ – aby się lepiej sprzedać, do jeszcze lepszej firmy z lepszym garażem i jeszcze lepszym opłaconym dentystą w ramach pakietu około płacowego. Aby ponownie za jakiś czas zrobić zdjęcie w jeszcze lepszym stroju biurowym lub biurowo-piątkowym i z jeszcze lepszym sztucznym uśmiechem…
A co jest w same fermie? W fermach jest praca na często minimum czyichś aspiracji i zdolności pod maksymalną presja czasu. Aby ludziki nie myślały za dużo i pracowały, lub się nudziły. Są dwa rodzaje korpo: gdzie pracy brakuje – wtedy często słychać teksty: „już cały internet przeczytałem” lub korpo gdzie pracy jest zbyt wiele i wszystko musi być na wczoraj i są ekstra zadania od szefów – najlepiej „zrób to co zwykle robisz i coś dodatkowego na dzisiaj i najlepiej do 15…”. W fermie są wodopoje, czyli między innymi ekspresy chodzące niemal przez cały dzień z darmową kawą. Tam na chwilę czyli średnio od 10 do 20 minut co jakieś 2 -3 godziny schodzą się ludkowie, co lepiej się dogadują między sobą. I myślą, że nikt nie zważa co mówią – bo są między swojakami. Jednak to mylne założenie. Nie raz ludziki walczą o awans, ciekawsze zadania lub walczą o nic – bo przecież za Spartacus’a niewolnicy przeważnie byli gladiatorami – walkę mieli w swojej naturze. Nawet jak w danej chwili nie ma, o co walczyć, to i tak trzeba słuchać i robić podchody – bo przecież hipoteka jest na 30 lat nie na jedna ratę, czy kilka rat.
A co robi ludzik poza pracą. Poza pracą, po spłaceniu raty hipotecznej, raty za samochód i raty za kartę kredytową. Chełpi się z wysokości wypłaty przed samym sobą, a potem płacze, że nic z niej nie zostaje i tak skromnie musi żyć – tak skromnie, że już kilka dni przed wypłatą czeka na SMS na swojego iPhona o monicie o wpłynięciu wypłaty. Oczywiście musi to wiedzieć i płaci za te SMSy. Potem przelewy, rachunki, kredyty i weekendy. Ludziki maja w naturze, nie oszczędzać. Bo dużo zarabiają, są młodzi w ich przekonaniu i przecież maja prace stabilną- nudną, ale stabilną. W weekendy ludziki piją ze smutku, z radości lub aby po prostu pić i trwonić pieniądze. Żyją tak od weekendu do weekendu. Często szaleją nadto, aby później znowu ubrać szarość i indoktrynacje hałaśliwych miejsc swojej pracy.
Wiedza ludzików jest duża, nie powiem, ale z miesiąca na miesiąc i z roku na rok jest ta sama. I może w międzyczasie ludzik wie coraz więcej o swojej korporacji, jej otoczeniu biznesowym i jej produktach. Wie coraz mniej o innych korporacjach, jej otoczeniu biznesowym i ich produktach. Stoi w miejscu, cofając się. I pomimo, że może i awansować, dojść nawet do lidera małego zespołu lub nawet całej dywizji. Wie relatywnie coraz mniej. I coraz więcej musi słuchać, uważać co mówi i często donosić. Walczyć o stołek, walczyć o comiesięczne SMSy. Walczyć ze sobą, swoją moralnością. I nawet gdy już jest wysoko w swojej korporacji, zawsze jest ktoś nad nim. Kto z daleka każe, często z innego kontynentu zwolnić bezwzględnie po np. 25 latach pracy swojego kolegę z którym przez te 25 lat razem co 3 godziny piło się kawę… I co niewolnik XXI roku robi. Zwalnia kolegę vel przyjaciela i to nieszczerze. Mówiąc jakieś słabe slogany, które kazano mu powiedzieć. Odprowadza do windy, na koniec jeszcze zaoferuję pomoc przy niesieniu kartonika. I na twarzy widać tylko to, co obaj czują. U jednego rozpacz ze SMS już nie przyjdzie, a u drugiego wyrzuty sumienia, że musi się tak skurwić dla kolejnego SMSa. I tak jest z każdym ludzikiem. Nie znają oni dnia ani godziny, gdy przyjdzie ten moment i tylko z roku na rok kawa smakuje coraz gorzej przy wodopoju, a słowa padają coraz bardziej ostrożnie – na fermach XXI wieku….
tags: #millo_merquez,#proza,#pół_przewodnik,#alkoholizm,#narkomania
22 czy 23 października zacznie się już 13 rok niesienia przeze mnie mojego krzyża – choroby i bycia w „branży”. A co było 12 lipca 2003. Mam to zapisane gdzieś w pamiętnikach podróży po Stanach, gdy jako lifeguard przemierzałem ulice Washington D.C., Virginii i Marylandu. Było ciepło, świeżo a ja zawsze wtedy pachniałem Adidas Ice Dive. Jeździłem Honda Accord Enthusiast z 1998 roku – bez klimy z powiewem wiatru przez wiecznie otwarte okna. Mieszkałem na Nord Pollard Street a Interstate 66 dojeżdżałem do Potomaca i dalej obok Ołówka, Capitolu i całego tego kapitalistycznego gówna, który z zewnątrz nawet nie śmierdzi i wygląda nie niebezpiecznie. Jednak gdy się tylko dotknie kijem – wychodzą brudy i smród egzystencji…
A co był po powrocie ze stanów przez te kilka dni – do 22 czy 23 października?. A napisałem Pół-Przewodnik, czyli Prozę Pijacką. Dzisiaj odświeżoną wersję (jednak dalej z ortami.. 🙁 postanowiłem Wam przekazać do lektury. Jak komuś się spodoba, choć nie powiem – nie jest to łatwa lektura, szczególnie stylistycznie. Poza tym ma wszędzie drugie dno i metaforę na metaforze… Ale jakby ktoś chciał, chętnie przyjmę poprawioną wersję vel wyplewioną z ortów i innych interpunkcji 🙂
Oto mój „Pół-Przewodnik”:
[spiderpowa-pdf src=”https://web.puczat.pl/wp/wp-content/uploads/2014/07/PP-czyli_Proza_Pijacka-ver20150712.pdf”]PP-czyli_Proza_Pijacka-ver20150712//JP
tags: #schizofrenia,#chad,#mania,#hirrhhorn_museum,#stanisla_Jaster,#historia,#AK,#donatan,#równonoc
Na zdjęciu powyżej to Stanisław Gustaw Jaster w oddziale specjalnym „OSA”-„KOSA” AK pseudonim „Hel”, który 20 czerwca 1942 brawurowo uciekł z hitlerowskiego vel niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau oraz zabity przez swoich przyjaciół z AK pod zarzutem współpracy z Niemcami po tej ucieczce. Wiele lat po wojnie, historycy, przyjaciele, kombatanci spierali się czy to był Zdrajca czy Bohater, gdyż do dnia dzisiejszego nie wiadomo jak było, gdyż „Hel” zabrał swoją tajemnicę do grobu…
Więcej o tym człowieku i tej ucieczce pod poniższym, adresem: https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Jaster
W 2003 roku gdy byłem lifeguardem w Washington DC popełniłem w afekcie, pod wpływem niezwykłej wystawy – instalacji, ten oto poniższy wiersz:
(niestety znalazłem go dopiero rok temu w podręcznej Biblii, którą miałem tam w U.S.A i jak widać poniżej nie wszystkie wyrazy odczytałem – a co miałem na myśli wtedy nie wiadomo. A nie chcę na siłę wpychać wyrazów, myśli które kiedyś miałem wtedy – gdy byłem zdrowy, a młodość dodawała mi skrzydeł…)
Pod wpływem instalacji:
Ann Hamilton – „at hand” 2001 w muzeum HIRSHHORN
LOTEM OPADAJĄCEGO LISTKA
Zradzamy się w górze.
Gdzieś pod sufitem bytu.
Prowadzi nas mechanizm.
Niepoznany wtedy, potem.
Odrywamy łopotem,
Chwilowy uchwyty stwórcy.
I lecimy z nieznane.
Czując odrębny daizm.
A lecąc opadamy,
Unikatowym torem.
Innym wiatrem, światłem.
Samotnie bez dotyku.
Może uda się dostrzec
pocisk ???? koło nas.
Z którym opadniemy
Razem lub ??????
Na składzie upadłych dusz.
W przeznaczonym miejscu.
Nie wyrwiemy się dalej…
[HIRSHHORN MUSEUM – 22.07.2003]
Czemu wspomniałem o „Helu” i przytoczyłem ten wiersz… nie wiem sam – tak jakoś się złożyło. Czy pasują do siebie a post ten jest spójny – A GÓWNO MNIE TO OBCHODZI…
Minął rok od poprzedniego wpisu. Dużo się u mnie działo. Ponownie zachorowałem i ponownie to cud, że żyje – taka ostra jazda była w manii. Powiem tylko, że był pościg samochodowy za zbójami powiązanymi z Dariuszem M. po ulicach Gdańska; samotne wyprawy szlakami Trójmiasta i akcja „Tripper”; próba noclegu na służbowym miejscu parkingowym bydgoskiego komendanta policji; pobudka w Świeciu o świcie; chwilowa przyjaźń z mordercami, gra w tysiąca kibolami z Olimpii Grudziądz, interesy ze złodziejaszkami i innymi chorymi na oddziale zamkniętym. A na koniec wracanie powoli do rzeczywistości przez oddział dzienny szpitala Sreberka. Czy było warte, jak zawsze nie – ale niezbadane są wyroki boskie – tak samo jak lot opadającego listka…
Minął rok, Jestem! Niespokojna DUSZA:
tags: #samobójstwo,#dół,#z_życia
[źródło: http://zachowaj.blox.pl/]
Chciałbym w tym wpisie podzielić się moimi przemyśleniami, czemu ludzie chorzy tak często myślą, rozważają i dokonują aktu samobójstwa…
PAST:
Napisane: So lis 13, 2010 11:46 pm
Codzienność umierającego bez końca z tomiku „Pochylony Nad Śmiercią”
Wstaje skoro świt
Po bezsennej nocy
Ze mną dnia mordercy
Wstają i czekają
Na każdy krok mój
Na życia zwątpienie
Staje przy oknie
Z ostatnim papierosem
I świadom się narażam
Na zawał, wylew, rak wszelaki
Samobójstwo też rozważam
I wszystko staje
Zatrzymuje
Pulsuje z wolna
Dopalam chciwie do końca
Z każdego wydechu
Spoziera marność
Marność żywota
Nic się nie dzieje
Wciąż żyję
Codziennie ginąc po stokroć
PRESENT:
Dzisiaj wiem jak łatwo odejść.
Kiedyś ktoś (A.Mickiewicz miał podobno napisać) spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą – ludzie z branży, narkomanii, alkoholicy odchodzą jeszcze szybciej… dlatego musimy ich szybciej pokochać – pomimo ich ułomności i inności…
Swego czasu spotkałem młodego ( dwudziestoparoletniego ) chłopaka na wózku. Nie miał jednego oka, a na drugie ledwo widział , jeździł na wózku i miał problemy z mówieniem i słuch był otępiały. Skoczył z klifu w Orłowie…
Zapytany, czemu to zrobił, milczał długo a potem powiedział smutno – myślałem, wtedy, że umiem latać. Jeden skok i myśl ta spowodowała, że wysportowany – był reprezentantem swojej szkoły w różnych zawodach sportowych, zdolny chłopak do końca życia będzie jeździł na wózku ledwo widząc i słysząc. I będzie się zastanawiał, odbierając rencinę i ledwo przeżywając z miesiąca na miesiąc – kto lub co podsunęło mu myśl o super zdolnościach i umiejętności lotu IKARA.
Młodość często błądzi. Są miłości, dużo hormonów – ten chłopak, o którym napiszę, popełnił samobójstwo przez nią – po odrzuceniu – na dziewczynie nie zrobiło to wielkiego wrażenia – ot kolejny świr i próba samobójcza – tym razem udana…
Również samotność w sercu dużego miasta pchnęła innego młodego człowieka, którego poznałem wiele lat temu. Znaleziono go powieszonego w jego odskoczni – na swojej ściance wspinaczkowej w piwnicy – jednego z gdańskich falowców…
Są też przedsiębiorcy w sile wieku, zrównoważeni, z sukcesami, jednak targani TYM CZYMŚ. Pewien człowiek powiedział mi, że już miał sznur na szyi i stał jak głupi na stołku, gdy rodzina była na wakacjach. Pomimo ich stał i chciał…
A ile jest myśli samobójczych – ukrytych głęboko, tam w korporacjach, czy na ulicy Warszawy, Moskwy, NY; ile jest myśli w poukładanych rodzinach i z sukcesami, gdzie dziecko jest na dalszym planie i się narkotyzuje i ma doły po psychotyczne. Ile jest w końcu prób, gdy wszystko nam odbiorą i tylko myśl o pozostawieniu bliskich samym sobie – trzyma nas, że żyjemy wiecznie na stołku w środku pustego pokoju…
Oni nie znają dnia ani godziny, oni mają codzienność konającego po stokroć.
tags: #choroba_psychiczna,#schizofrenia,#depresja,#zdrowienie
WPIS 10 – 10 to dziesięć przykazań, dziesięcina i co dziesiąty do odstrzału….
Poniżej mój wiersz z tomiku „Kiedy umiera młodość” – napisałem go w Pucku pamiętam na serwetce, gdy pojechałem z rodzicami w ramach przepustki, gdy byłem pierwszy raz leczony w szpitalu zamkniętym… Wiersz to swoisty kodeks życia dla ludzi po przejściach, ludzi tzw. „man with the past”… – w moim wykonaniu wiele lat temu. Gdy otumaniony dużymi dawkami leków, nie widziałem sensu życia, a świat wydawał się szary, a egzystencja ekstremalnie trudna.
Zapraszam do lektury:
PAST:
Napisane: So lis 13, 2010 11:46 pm
„
10 przykazań renegata z tomiku
motto: Rozum prowadzi czasem równie daleko na bezdroża jak namiętności…
[J.C.]
1. Nie uciekaj, nie ma ucieczki, bo nie ma dokąd uciekać.
2. Naucz się żyć tu i teraz.
3. Nie patrz na innych.
4. Naucz się grać swoją rolę.
5. Tylko rodzice Cię kochają najmocniej.
6. Przyznaj się przed sobą, że jesteś chory.
7. Idź tam, gdzie dyktuję Ci serce.
8. Módl się codziennie.
9. Chwytaj dni, godziny i każdą minutę.
10. Miej wszystko „w piździe” i nigdy nie mów „nie dam rady”.
PRESENT:
„
Zaczynam właśnie wiele projektów, między innymi jeden związany z PieknyUmysl,com. Obecnie staram się zachęcić właścicieli platformy www.wspolnyprojekt.pl do przygotowania kampanii i umieszczenia projektu o naszym Pięknym Umyśle… Może za kilka tygodni, projekt PięknyUmysł ujrzy światło dzienne na tej platformie. Mam nadzieję, że dotrzemy do ludzi dobrej woli i uda się zebrać troszkę grosza na lepszą integracje komponentów P.U., lepszych zabezpieczeń i fundusze na konsultacje specjalistów, którzy się do nas zgłosili już i zgłoszą w przyszłości.
Ten projekt to nie tylko umieszczenie na ich stronie info o naszej stronie. To będą tygodnie przygotowań, spotkań, biznes plan, film promujący PieknyUmysl i wstępne rozpowszechnianie projektu, aby osiągnąć efekt śnieżnej kuli…
Dla dobra projektu będę się musiał ujawnić – jako osoba chora – przynajmniej w kręgu znajomych np. na fb – waham się, szczerze mówiąc – ludzie są różni, a przyjaciół prawdziwych jest jak na lekarstwo obecnie.
Trzymajcie kciuki…
tags: #evot,#opinia,#spolecznosc_chorych,#schizofrenia
Swego czasu, gdy EVOT, może nie był piękny – ale na pewno lepszy niż obecnie… popełniłem poniższe wierszydło – panegiryk.
PAST:
Napisane: Śr sie 04, 2010 7:11 am
Z teczką i miną niezbyt młodą.
Założył forum nieoczywiste,
W innym wymiarze – troszkę mgliste.
Forum inne dla tych innych,
Przez los uznanych za winnych.
Na nim pisać można wszystko,
Co leży nienormalnie blisko.
Pojęcia dobrze się czuję,
Choć śmiertelnie choruję.
Na lęki, głosy i fobie,
A umysł muszę trzymać w torbie.
Aby nie uleciał na wyżyny,
Spoglądać na ludzi z innej gliny.
Jak mesjasz czy ojciec Boga,
Jeden dzień bez – to trwoga.I tylko moderator panuje,
Nad tym co tu zeświruje.
Od czytania różnych porad,
Lękliwych szeptów, głośnych narad.Forum – jak każde inne,
Czasem jest dobre, czasem mylne.Terapia za free, bez ściemniania,
Bez psychologicznego ogrania.
Bez kaftanów i krat w oknach,
Bez piguł, iniekcji, bajzlu w organachForum schizofrenia na evot dot org
Forum – Schizofrenia
forum dla osób dotkniętych schizofrenią, ich rodzin oraz zainteresowanych ”Dla człowieka nie tylko świat otaczający jest zagadką, jest on nią sam dla siebie. I z obu tajemnic bardziej dręczącą wydaje się ta druga.” Antoni Kępiński
tags: #choroba,#schizofrenia,#remisja,#życie,#codzienność
PAST:
Napisane: Pt lip 17, 2009 7:47 pm
„
Smugi nad miastem
Najwcześniej rusza z zajezdni,
Ten co całe miasto budzi.
Co przystanek wsiadają wierni,
Po kwadransie już pełen ludzi
Krótkie spojrzenia w oczy,
Przelotne min rozterki.
Kiedy do pracy się kroczy,
W każdy dzień, w dzień wielki.
A najweselej na zakręcie!
„
Napisane: N mar 28, 2010 11:59 pm
„
Powrót do analogowego świata
Usiąść na kamieniu, pod samotną brzozą.
I z jej białej kory, wyryć strofę, myśl nową.
Aby wrócić w samotność, uciec od zgiełku,
ulicy, kontaktów, ciągłej pogoni za matem.
Podziwiać zapachy, widoki, szum morza w ręku.
I aby, gdy się najmniej spodziewasz, przyszła ona –
Twa wiosna , radosna, z uśmiechem i rzekła
Przyniosłam mandarynki, winne grono i słońce.
Pogwarzysz chwilkę, spojrzysz w jej błękitne oczy,
Ucałujesz, przytulisz i ulecisz na łąkę.
Zjesz wszytko i spojrzysz raz jeszcze,
na posadzkę, klamkę, okno i klatkę.
„
PRESENT:
Mój tomik – „Chwile świetności buta” – to pewnego rodzaju remisja – chwilowy, dłuższy lub krótszy, powrót do zdrowia, w którym żyję… Uczę się, pracuję, wychowuję dzieci. Kocham moją żonę, a nie wysyłam do niej sms z obelgami – niestety tak się parę razy zdarzyło gdy wracałem z pogoni donikąd i stanów maniakalnych.
Chwile buta, to też codzienność, pokonywanie kilometrów jak but, dzień za dniem – praca, dom, praca. Dla zdrowego człowieka to udręka – dla mnie również jak długo nie choruję. Ale tylko my chorzy potrafimy docenić kąpiel w wannie – w swojej wannie. Słuchanie zwykłej audycji radiowej w pokoju – swoim pokoju, gdy się w końcu wyjdzie ze szpitala – np. po 3 miesiącach za kratami, 3 miesiącach w współdzielonych salach, 3 miesiącach prysznica w brudnych, nie zamykanych łazienkach bez intymności…
Wiele razy słyszałem, od pacjentów – kiedy wyjdę to pójdę do restauracji na ciepły obiad, lub ugotuję sobie coś ciepłego i najem się do syta. Gdy wyjdę pojadę w góry, nad morze albo zwyczajnie pójdę sama, na spacer – długi spacer, z którego wrócę kiedy będę miała ochotę – a nie na rozkaz…
Świetność to też osiąganie sukcesów przez chorych. Ukończenie przerwanych przez chorobę studiów, poznanie drugiej połówki, lub choćby samodzielność w płaceniu chociażby rachunków i wypady do sklepu po bułki codziennie rano.
Napisałem kilka wierszy którym przyświecały właśnie idee, które przedstawiłem. Poniżej, jeszcze nigdzie nie opublikowany, napisany wiele lat temu, po moim ślubie/weselu i po narodzinach mojego pierworodnego syna…
Weselenie
Skrzypnięcie, cisza, łza leci skrycie,
Młodzi szepczą coś w zachwycie,
A tłumek czeka, aż orkiestra
Wyda marsz, i pójdzie reszta
Sypać ryżem, forsą kwietną
Aż falbanki nogą zetną
A później głośna serenada,
Bramy, toast szczęście wpada
Do izby jak dwie nasze,
Na stołach napitki, mięso, kasze
Później rozepnie się guziki
Na parkiecie fiki-miki
O północy oczepiny
Dla przyjaciół i rodziny
A przed końcem skoczne harce
Bez skarpetek w ciągłej walce
Aż siły ich opuszczą,
Legną w kąty w noc tę duszną
I spoziera raz z pudełka
Gdy zabawa, taka wielka
Jednak kończyć trzeba, spanie
Koniec zabawy w lego, Panie.
tags: #3City,#afera,#Sopot,#korpo,#dragi,#crazy,#mania
Dzisiaj bez retrospektyw z przeszłości niestety…
„Ok. godziny 23.20 idąc przez molo w kierunku Monciaka na wysokości Orange Kino Letnie – usłyszeliśmy huk i zobaczyliśmy światła i uciekających ludzi, a po chwili światła czerwonej hondy jadącej prosto na nas. Samochód nie jechał prosto tylko zygzakiem, utrudniając ludziom ucieczkę. Całe szczęście udało nam się odskoczyć na bok.
Kierowca dojechał do połowy molo samochodem, tam się zatrzymał i ruszył z powrotem w kierunku ul. Bohaterów Monte Cassino. Wracając potem do samochodu na wysokości Krzywego Domku zobaczyliśmy rozbity samochód oraz rannych ludzi. Cały rajd trwał dobre 5-7 min ale nie było w okolicy ani jednego policjanta, ani jednego strażnika miejskiego.” – relacjonuje nasz czytelnik.”
Czytaj więcej na:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/22-osoby-zostaly-ranne-po-nocnym-rajdzie-kierowcy-w-Sopocie-n81721.html
Nie wiem czy to ten lift ze zdjęcia, ale Michał L. – miał Hondę Civic – czerwoną – kolor dominujący. Czy taki by pracownik HR korporacji w branży IT… Nie wiem. Wiem jedno – leczył się psychiatrycznie a już kilka dni przez feralną sobotą wypisywał chore statusy na swoim profilu fb’owym i sam je tylko komentował. Było to dziesiątki, a nawet setki wpisów- wpisów osoby chorej psychicznej w ostrej manii. Nikt tego nie dostrzegł..? Przecież można było tej tragedii zapobiec.
I ta utrata pracy w piątek i może narkotyki. To sprawiło, że 32 letni Michał L. jechał z bardzo nadmierną szybkością z Redy prze tzw. małe Trójmiasto a potem Gdynię do Sopotu. Policja odebrała wiele zgłoszeń – świadków tej szaleńczej jazdy czerwonej Hondy -nie zareagowała. Michał L. wjechał na same molo sopockie gdzie z dużą szybkością wykonał wiraż „na ręcznym” po czy jechał w górę „Monciaka” zygzakiem rozjeżdżając przechodniów i ogródki piwne.. Zatrzymując się jak podają niektóre media na jakiejś większej, przytwierdzonej ławce.
Jaki był Michał L. – podobno lubił szybka jazdę i miał, jak podały media, zatargi z prawem za kilka pobić – nie wiem – nie bywałem wtedy z nim…
Zawodowo, był między innymi Head Hunterem. Co wiem na pewno kilka miesięcy wcześniej napisał do mnie list poprzez portal LinkedIn z ofertą pracy – tylko tyle wiem na 100%.
Co go pchnęło do takiego czynu, może utrata pracy, presja rodziny, środowiska, kolegów z pracy – przed którymi musi ukrywać chorobę i to, że nie jest mu pewnie łatwo, stres, narkotyki (tutaj spekuluję – na wyniki toksykologiczne prokuratura każe nam czekać aż miesiąc!) .
Mnie martwi najbardziej fakt, że głupi, lekkomyślny czyn Michała L. odbije się na wszystkich chorych w Polsce – to utwierdzi stereotypy: chory – niebezpieczny; chory – mord siekierą; chory – ostatni incydent na Monciaku.
[źródło: trojmiasto.pl]
Dobranoc.
p.s.
A podobno właśnie się pali szpital psychiatryczny – nasze Sreberko… w Gdańsku – ogień zaprószyli pensjonariusze w kaftanach, którym zapomniano odebrać zapalniczki…
tags: #w_aucie,#poem,#song,#franek_kimono,#evot
Niegdyś czekając w bardzo długiej kolejce,na Gospody, do psychiatry, słuchając, hitu w tamtym czasie – „W Aucie” – popełniłem poniższe wierszydło….:
PAST:
Napisane: Pn maja 04, 2009 12:05 am
Ale może komuś się spodoba moja trawestacja „W Aucie”Pod PEWEXem kaska śmiało płynie.
Całe miasto mam w mej rodzinie.
Gdy na dzielni jest jakaś zadyma,
Idę tam i nie muszę się nadymać.
Jednym prostym gestem, sprawiam
Że im się wszystkim nie chce.
Kitu Wam nie wmawiam.REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka się na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…Gdy mam jakiegoś doła – wpada Mariola.
Przynosi setki malbaki,
Ze świeżo otwartej paki.
I se gadamy – co tam u niej słychać,
Co tam w szkole i kto nie chce jej bzykać,
A wieczorkiem idziemy se na molo
Gdzie się frajery dopiero szkolą REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka się na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…Jest też Franek – Franek Kimono,
Bo ma kopyto i jest przedni kolo.
A później uderzamy do Viktorii
Gdzie pierzemy kaskę
Według Perskiej teorii
Wypada zawsze okrągła suma
21 jeden – i krupier ma to w dupie REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka się na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…A później wkładamy garniaki,
I walimy do zgranej paki.
Gdzie z sędziną bawimy się Vabank.
A ona krzyczy- z Was to jest kochany gang.
O 12 kolejny interes
Trzeba ogródek zanurzyć w popiele.
Smsik starczy – pies nie warczy.REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka się na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…Jest strzałeczka – Jaras będzie zaraz.
Weźmie Leszka i jeszcze dwie kobiałki.
Gdzie imprezka rozegra się u Jolki.
Gdy frajernia idzie do Biedronki,
My wracamy zbijać bąki.
Fryzjer z rana i dżakuzi
Matyldzie płacimy dając buzi REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka się na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…
Później ściągamy te podłe garnitury.
I walimy wszystko z prostej rury.
Czasem pojedziemy sobie w trasę.
Zabieramy ze sobą Masę.
Jedziemy zobaczyć Kiełbasę.
Jedziemy dziada furą.
Bo Perszing został górą.
REF: Generalnie jest pierwsza klasa
Gdy nasza cela spotka sie na wczasach.
Wtedy wszyscy są braćmi.
Nawet gdy mózg nam zaćmi.
Wariat to kolo,
Którego dzisiaj wszyscy…
Popijemy we wtorek na Mazurach.
Liga z mariśką będzie w chmurach.
Będziemy sobie strzelać karniaki,
Z kapsli tak dla draki.
I na lewą nogę wypijem
Bo z nią również dobrze żyjem.
W pokojach bez klamek…
PRESENT:
Dla przypomnienia owa piosenka – „W Aucie”:
sokol feat. pono & franek kimono – w aucie
Kiedyś przez evot, skontaktowała się ze mną jakaś studentka psychologii, bo chciała poznać bliżej chorego psychicznie – bo pisała jakąś pracę magisterską, czy jakiś artykuł/ na temat związany z obrazem chorego na tą przypadłość.
Umówiłem się na zamkniętym, stworzonym przeze mnie czacie -który nie był podsłuchiwany przez nikogo – długo gadaliśmy – a ona notowała całą rozmowę.
Powiedziałem jej między innymi jak wyglądała moja pierwsza mania – jak gliny przystawili mi broń do skroni, po tym jak kolejarze chcieli mnie zlinczować, po tym jak pojeździłem sobie pociągami na zajezdni – na dachach… , po tym jak jechałem przez całe trójmiasto siedząc sobie na najniższym stopniu otwartych drzwi kolejki SKM. Kolejarze mówili do siebie: „ki diabeł, to nie może być człowiek – on się nie boi śmierci…”
[źródło: http://www.zielonkowski.com/photos/2009-skm-gdynia/]
Jak gliniarze zapytali się grzecznie, jak byliśmy sami – gdzie mnie podrzucić – oniemiałem – ale wtedy nic mnie nie dziwiło – nawet ich modlitwy w radiowozie… Wysadzili mnie na końcu Morskiej w Gdynii – mówiąc wracaj do domu chłopie. Szedłem na pieszo środkami ulic w stronę Gdańska – gdy podjechała czarna BMKa, szyba przyciemniana opadła i pewien żołnierz-koks-kierowca zapytał się: „Wszystko w porządku? Młody wsiadasz, podrzucimy Cię..” Powiedziałem dzięki i poszedłem w swoją stronę.
Na drugi dzień byłem już za kratami – w końcu moi rodzice zareagowali i zadzwonili po „krasnali”…
…może jeszcze jeden dzień takiej jazdy i byłoby po mnie.
tags: #creating,#art,#music,#aplauz,#hip-hop,#selim_music,#evot
Czy to jest sztuka? Czy osoby chore się ograniczają tylko do dziecięcych rysunków na terapii, aby zająć ręce… ? Oceńcie sami…
PAST:
Napisane: Śr lis 12, 2008 5:48 pm
„
Ostatnio gdy wracałem ze szpitala spotkałem Monarowca Schizofrenika koło mojego bloku, który uciekł od świata nałogów i lęków w tworzenie hip-hopu. Generalnie wrócił właśnie ze szpitala gdzieś w lesie, w którym wszystko było zakazane. Ale on mi powiedział, że on tam chce wrócić – bo w szpitalu było małe studio nagrań.
Ciekawe, czy nie?
ps.
zajrzyjcie tu: http://razem-chybie.pl/index.php/pl/?option=com_content&task=view&id=75&Itemid=115
Przez kilka lat jeździłem z tym stowarzyszeniem jako wolontariusz i opiekowałem się dziećmi niepełnosprawnymi – kapitalna rzecz – i uwierzcie mi jest tak jak w tej piosence:
„CZASAMI WYSTARCZY RADA, PROSTY, ALE SZLACHETNY GEST
WSZYSTKO SIĘ LEPIEJ UKŁADA, A ŚWIAT SIĘ STAJE „THE BEST”
MAM SWĄ RECEPTĘ NA SZCZĘŚCIE, I WY MOŻECIE JĄ ZNAĆ
BY BYĆ NAPRAWDĘ SZCZĘŚLIWYM – NAUCZ SIĘ DAWAĆ, NIE BRAĆ”
„
PRESENT:
Swego czasu poznałem na spotkaniach Absolwentów Sreberka (taki szpital psych. w Gda.) pewnego chłopaka, który tworzył hip-hop. Nawet całkiem, całkiem. Nie oszlifowany, nagrywany na PCcie, w swoim pokoju z pończochą na byle mikrofonie. Pomogłem mu, zrobiłem na szybko stronkę promo., zaprojektowałem i wykonałem szybko płytę demo w kilkudziesięciu egzemplarzach. Płyta była moją dumą. Miała okładkę w pudełku z przodu i z tyłu, wkładkę w środku z nazwami utworów i grafikę nawet na wysokim poziomie. Sama płyta CD miała nadruk z logo zespołu i w tle z kilkoma osobami w klimacie noir. Nagrania dokonałem na płytach w ten sposób, że jak włożyło się do konwencjonalnego odtwarzacza audio – muzyka zaczynała grać i wszystko było jak z normalna płytą ze sklepu. Natomiast włożona do PCta automatycznie włączała, przygotowaną przeze mnie stronę HTML, zawierającą multimedia – mp3, obrazki i informacje o zespole, opis twórców.
Mój znajomy w manii lekkiej rozdał wszystkie płyty, bez większego odzewu. Po latach zgłosił się, czy bym nie dał mu ostatniego egzemplarza, który u mnie pozostał….
Poniżej link do wspomnianej strony, która jeszcze jest w internecie, ale pewnie niebawem zniknie, gdyż stanowi zagrożenie dla innych moich stron na tym serwerze – gdyż jest na przestarzałym CMS – dokładnie na niewspieranej już Joomli, a chłopak ten nie ma pieniędzy aby ją przerobić i utrzymywać dalej w internecie….
A co się dzieje z Aplauzem – został ojcem z nie tą kobietą co trzeba. Wpadł z bardzo chorą psychicznie, narkomanką – całe swój czas poświęca synkowi, aby być dobrym tatą, gdyż jego synek w zasadzie nie ma matki – gdyż cały czas ona jest albo na odwykach, albo w psychiatrykach…. A dla swoich dziadków – rodziców, tej dziewczyny – stanowi tylko przedmiot, o który trzeba walczyć zaciekle w sądach z Aplauzem… Trzymam kciuki Aplauz za Ciebie i Twojego synka.
tags: #choroba,#chad,#schizo,#szpital,#evot,#japalach
Jak to się wszystko zaczęło? Czy w tym korytarzu, czy wcześniej po tym jak nie mogłem zasnąć, przemierzając autostrady Florydy z mega kubkiem amerykańskiej kawy. A może jeszcze wcześniej, gdy szedłem plażą Gdyni do Akademii niosąc w teczce obok podania na studia na nawigatora również te słowa napisane odręcznie do dziekana AM:
„Poznał magiczną jednostajność istnienia między niebem a wodą; musiał znosić ludzką krytykę, prozaiczną surowość codziennych obowiązków, których wypełnianie daje chleb, ale za które jedyną nagrodą jest prawdziwe umiłowanie swej pracy. Ta nagroda omijała go. A nie mógł już cofnąć się, gdyż nic tak nie wiąże, nic tak nie pozbawia złudzeń, a zarazem zniewala — jak życie na morzu.” [J.C. Lord Jim]
PAST:
Napisane: Pt wrz 14, 2007 4:58 am
„A może troszkę opowiadania.
Miałem znajomego, właściwie dwóch. Z czego jeden to byłem ja. Poznałem go tam w długiej sali z dwoma strażnikami, jeden zawsze kłamał a drugi mówił prawdę. Na początku godzinami chodziłem od jednych drzwi do drugich, myśląc który mnie okłamie, a który powie prawdę. Decyzję odwlekałem, ciągle chodząc. W tą i z powrotem. Inni mi się przyglądali, a ja chodziłem. Śmiali się co niektórzy, ci z zewnątrz szczególnie i szeptali do siebie. Patrz *słowo niedozwolone*. Ja jadłem psujące się psiary i chodziłem w tą i z powrotem. Nieraz byłem w dwóch miejscach, a wskazówka na tarczy zegara nie drgnęła. Chciałem tak chodzić w wieczność, pomyślałem, że może to piekło, a co gorsze niebo i tak będę chodził zawsze. Cieszyłem się, gdyż rytmiczne uderzenia zelówek chojrackich butów, uspokajały mnie. Z każdym krokiem gdzieś niknęły terminy, umówione wizyty, kontakty, pieniądze, dokumenty, kace dni minionych. Byłem ja korytarz i strażnicy. A ja szedłem i zawsze mogłem zawrócić i iść a czasem biec dalej.
Czemu Forrest Gump biegł, bez celu ograniczony Atlantykiem i Oceanem Spokojnym.? Czemu czasem wystarczy odważyć się – wyjść z łóżka, z domu, i zacząć iść bez celu i najlepiej nic nie mając. Przejść osiedle, dzielnicę, przedmieścia i iść cały czas. Nie przejmując się, że oprócz nas są strażnicy, którzy albo kłamią, albo mówią prawdę.
//dedykuję dziewczynie która przed kolacją do mnie podeszła i zaczęliśmy kłócić się o Boga a ja myślałem że ja nim jestem. Od tego się zaczęło…
Pozdro
gdansk noc 13.09.2007″
PRESENT:
Dzisiaj, nie biegnę – powoli kroczę po łąkach, po ulicach różnych miast. Nie ogranicza mnie już korytarz. Nie obchodzi mnie który ze strażników kłamał. Wiem jedno, wprowadziła mnie w błąd moja młodość. Ograbiły narkotyki, alkohol – skradły mi zupełnie zdrowie, ale się pozbierałem i idę dalej… pomimo.
tags: #nurkowanie,#scubadiving,#dir,#gue,#poem,#evot,#japalach,#hobby,#sport
Swego czasu dużo nurkowałem i wynikiem był na szybko sklecony wiersz kiedyś, gdzieś w środku nocy i opublikowany/zapisany tylko na EVOCie jak się teraz okazało. Oto on:
Napisane: Pt cze 22, 2007 2:49 am
„
Błękitna Biel
Choć głębiej – Sięgnijmy dna
Tam kolor zmienia ciepło
W zimnej toni to człowiek zna
Tu u góry nie wszystko wyszło
Tam dotknąć można nieba
Które przebija się przez zamęt
Choć słaba, I biel jest bielsza,
Tu pośpiech i myśli zamęt
Oderwijmy się – Chodź ze mną
Zatańczmy w kesonach tango
Będziemy mieć na to jedno
Mgnienie oka, zanim wezmą
Z powrotem nas na ląd.
Opuśćmy wyobraźnie, gdzie
Spotkać można siebie
I inną ręką, napisany los
Wracajmy tam – Choć na chwilę
Upojnie raz jeszczę
Sięgnijmy dna o mile
Od naszych domów i trosk
Zmęczeni wrócimy do ognisk
Rozpalonych na plażach, gdzie
następne wspomnienia mieszczę
W sakwie przyszłych chwil
Dla Ciebie i mnie, raz jeszcze
Sięgnijmy razem dna.
Może ktoś jeszcze to zna?
Biel Błękitnych chwil
nadejdź raz jeszcze
W opowieści nad stołem
Z namiarem na nasz los
Gdy będziemy spać spokojnie
Na kojach anielskich rej
I może raz jeszcze
pojdziemy właśnie tam
po biel błękitnych chwil
na same dno.
I raz jeszcze DIR
//Ale schizolski wiersz. Ale cóż gdy zegar tyka a ty nie idziesz spać.
Pozdro„
Odnośnie wiersza poniżej zdjęcia bliższych i dalszych moich znajomych nurków (między innymi z GKP REKIN – http://gkp-rekin.org) + zdjęcia z fb’ka preżnie się rozwijającej polskiej firmy SANTI DIVING EQUIPMENT (http://santidiving.com/pl/), której właściciela dane mi było poznać – wspaniały człowiek, zresztą spoko koleś – z wizją, pasją i żyłka do interesów jak widać…
[źródło: fb.com]tags: #kupa,#evot,#poem,#japalach,#syndrom_of_disorder,#festiwal,#sun_grass,
Poprzednio przeniosłem z EVOTa wiersz o kupie – dość prozaiczny wiersz – ktoś napisał przed laty – jednak szybko napisałem o podwójnym dnie tego wiersza o metaforze i chorobie psychicznej.
Niestety wtedy i nadal choroba psychiczna to taka kupa noszona w spodniach…
PAST (evot: http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=10&t=2490)
Poniżej wpis z EVOTa dokonany:
Napisane: Wt kwi 24, 2007 12:25 am
„Powierzchownie wiersz o kupie. Ale inspirowany „świńską górna” z Lepperem w roli głównej. A metaforycznie o poprawności. I o tym że ludzie swoje wady chowają i noszą „w spodniach”. Ja jako chory – schizofrenik – nie wiem co zrobić. Ostatnio się zatrudniłem i stwierdziłem że powiem pracodawcy o tym, że mogę za rok np. wylądować w szpitalu lub w sanatorium, ale już teraz tchórze. I nie powiem. Swoja chorobę będę musiał nosić w spodniach – tak samo jak teraz wśród znajomych, którzy wiedząc są mi obcy, po tym jak bylem przez 3 miesiące w szpitalu. Ot tak o kupie. „
PRESENT:
Wczoraj wybrałem się ze znajomym na niszowy festiwal SUN GRASS do REDY. Był tak niszowy, że było więcej ochroniarzy, ludzi z obsługi budek z piwem i hot-dogów, i samych występujących artystów niźli samej publiczności.
Ale muza była przednia. Po wystąpieniu pewnego składu MIX-DJów podszedłem do nich i zapytałem jak nazywa się ich skład i czy muza ich jest gdzieś w sieci.
Powiedział, że nazywają się „Syndrom Of Disorder” i maja profil na fb:
https://www.facebook.com/syndromeofdisorder
Następnie zapytałem się skąd ta nazwa:
Chwilę artysta ten pomilczał i powiedział z ostrego (tutaj padła pauza i wahanie) imprezowania…
Do teraz się zastanawiam, czy miał na myśli chorobę psychiczna po dragach i czy przypadkiem squad ten nie spotkał się na oddziale zamkniętym jakiegoś szpitala psychicznego – ale to tylko luźne spekulacje. – choć nazwa przednia i dwuznaczna:
A poniżej kilka z ich kawałków:
https://soundcloud.com/miszczak/promo-april-2010
https://soundcloud.com/eswua/neuroleptic
https://soundcloud.com/xehire/xehire-neurolepsis-vol-1
https://soundcloud.com/konradsas/konrad-sas-distorted
https://soundcloud.com/invisible-steppers/unvisible-steppers-technicalhttps://soundcloud.com/warrior_dubstep/manu-chao-bongo-congo-wojtek
Enjoy!
[źródło: http://osada.heroes.net.pl/]tags: #the beginning,#posts movement,#evot,#poem,#japalach
Nosiłem się od jakiegoś czasu z zamiarem przeniesienia moich postów z evotu do pieknegoumyslu.com i stworzenia tutaj platformy blogowej/pamiętnikarskiej dla userow puczatu. Otóz jestem pierwszym blogerem tutaj. Na razie bez multiuser site WP feature – ale kto wie, jak więcej userow do mnie dołączy przemienię one-blog-WP na wspomnianą formę instancji WordPressa…
Każdy mój post tutaj dokonywany raz w tygoniu – oprócz przenosin postu z przeszłości, który dokonałem na evocie kiedyś, będzie zawierał post z teraźniejszości…
Let’s Roll..
PAST (evot: http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=10&t=2490)
„
To powstanie dopiero jutro, dopiero gdy wypiję herbatę, zakurzę i zasnę…
„Przepraszam Proszę Pana”
W klozecie rano zastałem – kupę
A spuścić jej zdołać nie mogłem
Próbowałem ale strumieniem
wody kupy nie zmogłem
W południe zepchnąłem kupę palcem
A wieczorem wspólnota pomogła – radziła i kazała:
Kupę proszę nosić w spodniach.
[nurni selim ranek 31.01.07]
Witam stworzyłem dział Chwile świetności buta – tytuł mojego tomiku, mojej twórczości pokracznej. A czemu umieściłem, bo zacząłem pisać wiersze raczej radosne. A przeważnie wiersze są ostatnio smutne, jakieś za bardzo myślowe. A poza tym nie mogę zasnąć, dlatego piję herbatę słucham radia i sobie przed snem jeszcze zakurzę….
Jak ktoś ma radosne wiersze, takie, że może ktoś zdejmie swoją pętle. Zapraszam do współtworzenia.
Bo każdy but ma swoje chwile, chwile świetności. Potem może się zedrze, czekając aż szewc go ozdrowi, aby znów cieszyć się życiem.
/pozdro
_________________
Patrząc z rynsztoka do gwiazd
„
PRESENT:
Minęło 4 miesiące, gdy zająłem się PUCzatem i PIęknymUmysłem. Od wielu lat nie piszę wierszy, jak ten powyżej – choć jako nastolatek chciałem zostać wielkim poetą/pisarzem – poetą jak Herbert / pisarzem jak Jack London…
Teraz mam inny cel, a w zasadzie cele – żyć pomimo… Pomimo choroby schizopochodnej – obecnie jestem chory na CHAD (Chorobę Afektywną Dwubiegunową) – takie mam obecne, oficjalne rozpoznanie mojej dolegliwości, z która będę żył pomimo do śmierci.. Biorą leki, żyjąc w wiecznej sinusoidzie wzlotów i upadków siły, koncentracji, senności i mniejszych i większych obłędów.
Od tych 4 wspomnianych miesięcy koncentruję się, aby zreanimować PUczat, który wywodzi się jeszcze z pokoi o schizofrenii, jeszcze z POLCZATU.
Już na polczacie spotkałem osoby podobne do mnie – borykające się z tą samą choroba co ja – czasem o większym a czasem mniejszym nasileniu schizo… Znalazłem miejsce, gdzie można choroby psychicznej nie ukrywać , nawet przed zupełnie nieznanymi ludźmi – jak wiadomo internet jest anonimowy – albo chociaż sprawiał/sprawia takie wrażenie (NSA i tak dalej). Spotkałem tam – na polczacie – wspaniałych ludzi i pomimo – że mieli mniej szczęścia ode mnie. Często od miesięcy nie wychodzili z domów- gdzie ja ukończyłem po pobyciu szpitalnym studia, mieli głosy, gdzie ja jedyny głos jaki miałem to w tramwaju – lecz szybko sobie uzmysłowiłem że to po prostu jest CB-RADIO….
Dla nich i dla przyszłych internautów buduje od 4 miesięcy – nowy Puczat – PUNext 🙂
To tyle na dziś – emt:spadam:
P.S.
Trzymajcie kciuki za nas i za naszą społeczność – dzisiaj wysyłam zgłoszenie na https://współnyprojekt.pl o dofinansowanie naszego PięknegoUmysłu…
JaPę możesz wesprzeć w jego działaniach poprzez: https://www.patreon.com/japaPL,
skontaktować się z nim i razem zaświergotać: https://twitter.com/JaPalach,
lub nawiązać kontakt mejlowy: janpalach@selim.pl
hej japa, nie wymiękaj!!!
Przecież wiesz, że w manii nas nie przekonasz ?
A dziś miałeś rację i tyle…
Problem widzę raczej w tym, że w niektórych osobach drzemie brak kultury osobistej i pożegnanie w stylu : to nie dla mnie towarzystwo… wymaga komentarza, ale już ucichnę.
Inny problem , że zbytnio się przejmujesz, zwłaszcza gdy zależy Ci bardzo na kimś.
Teraz to odchorowujesz, trzymaj się. Tua
Na witrażach moich wspomnieć, są takie ikony… dotykam ich co noc a one ożywają… Stają się takie realne… Jeszcze wczoraj potrafiłem być szczęśliwy. Wczoraj mój syn był zdrowy… Wczoraj snułem plany i jak pająk nicią plotłem kokony lepszego jutra… Ale ono nie nadeszło… Schowało się gdzieś za horyzontem zdarzeń. Mówią mi, że „po nocy przychodzi dzień, że po burzy spokój, że ptaki budzą się” Wiem, że są gdzieś takie miejsca… I chcę by minęła ta noc…
Najlepszego na święta
Na tej stronie znajdzie Pan wiele wskazówek, relacji, odczuć ludzi co obudzili się o świcie – i żyją pomimo….
Proszę w wolnej chwili czytać nie tylko mój blog, ale przejrzeć całą witrynę i nasze forum…. a nawet zalogować się na nasz czat i porozmawiać z nami.
Nic straconego sam fakt, że Pan tu trafił – daje duże szansę, że Pana syn wyjdzie z tego. Ma ojca i na pierwszy rzut oka widać, ze ma dobry dom – a to ważne. Nie będę mówił jacy chorzy trafiali do nas z jakich toksycznych domów, gdzie nikt się nimi nie przejmował a nawet ich bił czy gwałcił. Oni mieli ciężej…
Również życzę Spokojnych Świąt w gronie rodzinnym, Święta są dobrym momentem na przemienienia….
I radze się wziąć w garść – nic jeszcze straconego.
Richard Nixon po aferze Watergate miał powiedzieć zrzekając się prezydentury U.S.A, że nie wtedy widać wartość człowieka, gdy wszystko się udaje, że żyje się na szczycie. Ale wtedy widać wartość człowieka, który z najgłębszych dolin życia dostrzegł szczyty, na które w trudzie i wbrew przeciwności losu się wspiął.
Pozdrawiam,
🙂 Akurat Nixon i jego myśli może nie są dla dla mnie – mówiąc oględnie „busolą życia”… jednak z całą pewnością braku intelektu i „buractwa” (w przeciwieństwie do obecnego „szefostwa” tam czy tu w PL) bym mu jednak nie zarzucał. Dziękuję za życzenia. „W garści jestem” bo kto ma być? A czytelnikom i uczestnikom forum i całego sajtu – zdrowia i uśmiechów
W tych dniach uprawomocnił się sądowy nakaz leczenia dla mojego syna… Rozpoczynam batalię o jego leczenie.
Jednak dosłownie w ostatnich dniach dokonałem pewnego wstrząsającego „odkrycia”
Otóż udało mim się ustalić iż mniej więcej w okresie w jakim zaczęły pojawiać się symptomy – syn wziął udział w tzw „ceremoniach” AYAHUASCA w Holandii. Z tego co wiem prawdopodobnie – więcej niż 1 raz…
Kiedy zacząłem studiować informacje dostępne w sieci na ten temat. „Odkryłem”, że rzadko opisywanym ale jednak udokumentowanym – skutkiem ubocznym tych praktyk może być S. i S.P.
W tym linku [red. link usunięty] – pewien Amerykanin opisał (polskie tłumaczenie artykułu) co mam na myśli…
Mój wpis ma na celu nie propagowanie ale wręcz odstręczenie ludzi od eksperymentów z „napojem bogów” Ayahuasca
W szczególności korzystania z praktyk tzw „szamanów” (nawiedzonych i cwanych hochsztaplerów) nie brakuje wśród nich i naszych rodaków (jak choćby niejaka „szamanka Aldona” która ze względu na prohibicję w wielu krajach EU w tym w PL na DMT (- składnik ayahuasca) uprawia ten proceder w Holandii.) Tajemnicą Poliszynela jest, iż w samym tylko rejonie Wa-wy można znaleźć kilkanaścioro podobnych „szamanów i szamanek” którzy organizują takie „ceremonie” nie tylko w Holandii. Strzeżcie się ich.